Uniwersytet medyczny w Bangkoku przerwał egzaminy wstępne, gdy okazało się, że trzy osoby próbowały ściągać za pomocą okularów z wbudowaną kamerką i inteligentnych zegarków. "Nigdy nie spotkaliśmy się ze ściąganiem na tak zaawansowanym poziomie" - oznajmiły władze uczelni.
Prywatny Uniwersytet Rangsit unieważnił egzaminy wstępne na wydziały medyczne i stomatologiczny, gdy na jaw wyszło, że trzy uczennice używały kamerek do robienia zdjęć arkuszom egzaminacyjnym, a smartwatchy - do przesyłania poprawnych odpowiedzi.
Jak powiedział przedstawiciel uczelni Kittisak Tripipatpornchai, trzy przyłapane na ściąganiu uczennice przed egzaminem kupiły za 800 tys. bahtów (23 tys. dolarów) "pakiety egzaminacyjne"; w ich skład wchodził potrzebny sprzęt i cała powiązana usługa. Trzy osoby podające się za kandydatów zdających egzamin za pomocą kamerek wbudowanych w okulary fotografowały arkusze egzaminacyjne i wychodziły z sali po wymaganym minimum 45 minut. Następnie inna osoba zgrywała zdjęcia na laptop i przesyłała je do kilku prywatnych ośrodków edukacyjnych, w których uczyły się trzy uczennice. Po konsultacjach poprawne odpowiedzi były przesyłane na inteligentne zegarki uczennic, przebywających na sali egzaminacyjnej.
- Nigdy dotąd nie spotkaliśmy się ze ściąganiem na takim poziomie, z wykorzystaniem tak zaawansowanych technologii. Mieliśmy już do czynienia z uczniami odpisującymi od siebie nawzajem, to normalne, ale odtąd będziemy o wiele bardziej uważni - powiedział Kittisak Tripipatpornchai.
Tajlandzkie uniwersytety próbują - na kuriozalne nieraz sposoby - bronić się przed nieuczciwością zdających. Jedna z uczelni w niektórych salach zainstalowała kamery nad głowami egzaminowanych, a inna poszła jeszcze dalej, od 2013 roku każąc zdającym zakładać na głowę dwie kartki A4 przyczepione zszywkami do gumki recepturki. Takie "czepce" noszone są jak klapki na oczy dla koni i mają uniemożliwiać rozglądanie się na boki. (pap)
Fot. Dariusz Gorajski (arch.)