– To ambasador naszego portu w Niemczech – mówi o Hansie Vorthmannie Wojciech Pysiak, wiceprezes Bulk Cargo – Port Szczecin. Nawiązana wiele lat temu oficjalna współpraca między portami Szczecin i Rostock urwała się po 1989 roku, lecz niezupełnie, bo można powiedzieć, że przeistoczyła się w kontakty firm prywatnych, które powstały po przemianach ustrojowych.
– W roku 1960, po maturze i wojsku, chciałem studiować w Halle, lecz skierowano mnie na studia do Polski w ramach wymiany studentów – wspomina Hans Vorthmann. – Okazało się, że nasza grupa ma jechać do Sopotu. Moja mama była tam kiedyś i mówiła, że to piękne miasto.
Najpierw dziesięcioro młodych Niemców pojechało do Łodzi na roczny kurs przygotowawczy języka polskiego dla cudzoziemców.
Było to zaledwie kilkanaście lat po wojnie.
– W Łodzi spotykaliśmy wiele osób, które miały wytatuowane numery z obozów koncentracyjnych – mówi Vorthmann. – Studenci arabscy witali nas słowami „heil Hitler”… Początkowo nie wiedzieliśmy, jaki stosunek mają Polacy do Niemców, dlatego wielu udawało, że są Austriakami.
Nauka języka nie była łatwa.
– Po kursie mogliśmy dogadać się w sklepie, lecz na wykładach w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Sopocie nie rozumieliśmy niczego. Język polski opanowaliśmy dopiero pod koniec pierwszego roku studiów – przyznaje Vorthmann.
Pobyt w Polsce wykorzystywał też na zwiedzanie kraju. Poznał go wtedy lepiej niż NRD.
– Po drugim roku studiów mieliśmy praktykę w porcie gdańskim – mówi. – Poszedłem do elewatora zbożowego. Tam dopiero po paru godzinach zorientowano się, że jestem obcokrajowcem.
Na studiach poznał m.in. Marię Mackiewicz, późniejszą Pierwszą Damę, małżonkę prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego.
– My byliśmy na transporcie morskim, a ona na handlu zagranicznym – wspomina. – Mieszkała w sopockim akademiku, w jednym pokoju razem z Niemką. Zapamiętałem Marię jako bardzo miłą koleżankę.
Po studiach od razu musiał wracać do swego kraju. Miał już umowę o pracę w porcie w Rostoku. Wrócił nie sam, lecz z żoną. Ożenił się z koleżanką ze studiów, też Niemką. Początkowo żałowali, że muszą wracać.
W ramach RWPG (Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej, organizacji państw bloku wschodniego) port w Rostoku najpierw współpracował z Gdańskiem, lecz ze względu na odległość Gdańsk zastąpiono Szczecinem.
Na czym polegała współpraca? Była to przede wszystkim wymiana wczasowa i kolonijna portowców i ich rodzin, wspólne imprezy, np. konkursy operatorów sprzętu zmechanizowanego, organizowane na zmianę w Rostoku i Szczecinie. Była też wymiana doświadczeń.
– Zawiązało się wtedy trochę kontaktów. Część Polaków mówiła po niemiecku, a to ułatwiało sprawę – dodaje Hans Vorthmann. – W 1969 roku byłem pierwszy raz na wczasach w Międzywodziu.
Po 1989 roku oficjalna współpraca się urwała.
– Jednak przetrwały kontakty między firmami – podkreśla Wojciech Pysiak, wiceprezes Bulk Cargo – Port Szczecin, największej spółki przeładunkowej w szczecińskim porcie. – Transformacja w porcie w Rostocku przebiegała podobnie. Miasto stworzyło spółkę przeładunkową, lecz po kilku latach stwierdziło, że woli być zarządcą. Powstało kilka przedsiębiorstw. Stawki dzierżawne były zbliżone do naszych.
Hans Vorthmann pracował w rostockim porcie do 2001 roku. Wciąż jednak żywo się nim interesuje. W Polsce bywa kilka razy w roku, najczęściej w Szczecinie, Gdańsku i Sopocie. Podkreśla, że Rostock stał się największym portem zbożowym Niemiec.
Wiceprezes Wojciech Pysiak z grupą pracowników Bulk Cargo co jakiś czas wyjeżdża do Rostoku i podpatruje, co ciekawego tam wdrożono. Hansa Vorthmanna, który pomaga w nawiązywaniu biznesowych kontaktów, nazywa ambasadorem szczecińskiego portu.
Elżbieta KUBOWSKA
Dziennikarka „Kuriera Szczecińskiego”, specjalizuje się w sprawach gospodarki morskiej.