Niedziela, 24 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Książka dla każdego

Data publikacji: 26 lipca 2018 r. 09:37
Ostatnia aktualizacja: 26 lipca 2018 r. 10:31
Książka dla każdego
 

„Prawdopodobnie kultura polska zostawiła w Niemczech więcej śladów niż jakakolwiek inna kultura” – piszą we wstępie do obszernego leksykonu „Polnische Spuren in Deutschland” („Polskie ślady w Niemczech”) jego autorzy: Dieter Bingen, Andrzej Kaluza, Basil Kerski i Peter Oliver Loew.

Książka, która ukazała się dwa miesiące temu staraniem Niemieckiego Instytutu Kultury Polskiej w Darmstadt i Federalnej Centrali Kształcenia Politycznego (niestety, tylko po niemiecku), ma podtytuł „Lesebuchlexikon”. Podpowiada on, że można ją po prostu czytać, a nie tylko wertować kartki w poszukiwaniu konkretnych informacji. Została już zauważona i pozytywnie oceniona przez opiniotwórcze media w Niemczech.

Zawiera 250 haseł i dziesiątki zdjęć na ponad 450 stronach dużego formatu i nie przypomina tradycyjnego leksykonu, zbudowanego z syntetycznych, podobnie skomponowanych haseł. Czyta się ją z zajęciem i napięciem, bo wchłania zarówno zawartość informacyjna haseł, jak i ich dramaturgia. Nie ma w nich przeładowania faktami i suchego języka, lecz przeciwnie – są zbeletryzowane biogramy, minieseje o ludziach, wydarzeniach, małżeństwach, sztuce, sporcie, kuchni, a więc także o wielobarwnej kulturze codziennej, wszystkie napisane z mistrzowsko ukrytą dyscypliną. Leksykon można więc czytać tak, jak czyta się tom opowieści.

Jego autorzy o tyle ułatwili sobie pracę, że opisują polskie ślady w granicach dzisiejszych Niemiec – od Uznamu i Odry po Ren. Gdyby jednak chcieli uwzględnić wszystkie tereny, które w historii należały do Niemiec, pewnie ryzykowaliby wyprawę z motyką na słońce. Co nie znaczy notabene, że nie należałoby o niej myśleć.

Leksykon przypomina (albo uświadamia), jak bardzo, a nawet więcej – jak nierozerwalnie splotły się dzieje Polski i Niemiec. Nic w tym dziwnego – to efekt ponad tysiąca lat sąsiedztwa, podczas których ludzie wędrowali przez granice, a granice się przesuwały. O bliskości świadczy np. fakt, że Mieszko I, który wojował z margrabiami (ale też ze słowiańskimi Wieletami) i był cesarskim lennikiem, poślubił Czeszkę, a potem Niemkę. Córki niemieckich rodów były też żonami jego potomków. Jagiellonowie postępowali inaczej: wydawali swoje córki za książąt z krajów niemieckich (jeden z nich mógł być królem Polski). Dodajmy jeszcze, że Konstytucja 3 maja przewidywała stworzenie trwałej unii saksońsko-polskiej z dziedzicznym tronem.

Potem przyszły jednak rozbiory Polski, których nie dokonywały Niemcy, lecz konkurujące wówczas z Saksonią jedno z państw niemieckich – Prusy. Polsko-niemieckie mosty spaliła druga wojna światowa, a potem powojenne zmiany granic i przymusowe przesiedlenia ludzi. Hasła związane z tymi faktami słusznie zajmują w leksykonie dużo miejsca. Spalone mosty odbudowuje się do dziś, bo zawsze o wiele trudniej jest obudowywać niż niszczyć.

* * *

Polacy wędrowali na zachód, Niemcy – na wschód, dlatego w leksykonie jest dużo haseł o wzajemnych wpływach obu kultur. Jedno z haseł przypomina, że Prusy skutkiem rozbiorów Polski stały się de facto państwem dwunarodowym, którego trzecią część stanowiły ziemie polskie i polska ludność. Pod koniec XIX wieku w Berlinie mieszkało więcej Polaków niż w jakimkolwiek mieście polskim, więcej niż w Krakowie, Lwowie, Warszawie. Po pierwszej wojnie światowej i odzyskaniu przez Polskę niepodległości 12 tys. Polaków wyjechało z Berlina do kraju. Był wśród nich sędziwy Ferdynand Radziwiłł, wieloletni poseł do Reichstagu, a w wolnej Polsce marszałek senior Sejmu Ustawodawczego. Nie wypominano mu posłowania do Reichstagu.

O tym, jak bardzo obie nacje się wymieszały, świadczy podany w leksykonie cytat z Johannesa Bobrowskiego, opisującego wieś w zachodnich Prusach w latach 70. XIX wieku, w której „Niemcy nazywali się Kaminski, Tomaschewski i Kossakowski, a Polacy – Lebrecht i Germann”. W innym haśle można znaleźć informację, że Janosch, niemiecki autor popularnych książek dla dzieci, pochodzący z Zabrza, wspominał, że jego dziadkowie, którzy nosili staroniemieckie nazwisko Eckert, nie mówili po niemiecku, a drudzy dziadkowie, którzy nosili polskie nazwisko Głodny, znali niemiecki. Dziadkiem kanclerz Angeli Merkel był Polak, Ludwik A. Kaźmierczak z Wielkopolski, a Natalia Avelon pisała: „Jasne, że jestem Niemką. Z polskimi korzeniami, polską rodziną i historią”.

Podobnych bliskich związków polsko-niemieckich leksykon opisuje więcej. Przywołuje m.in. słynne bawarsko-jagiellońskie wesele w Landshut, przypomina, że książę saski Jerzy tak bardzo kochał swą żonę Annę Jagiellonkę, że gdy zmarła, nie golił brody i przeszedł do historii jako Jerzy Brodaty, że żoną księcia Wilhelma, późniejszego cesarza Niemiec, omal nie została Polka, ukochana przezeń piękna Eliza Radziwiłł.

Chyba więc nikt nigdy nie zliczy, ile było i jest polsko-niemieckich małżeństw. Autorzy leksykonu podają, że w latach 1960-2014 zawarto ich ponad 130 tysięcy. Szacuje się, że dziś 13 proc. niemieckich nazwisk ma rodowód polski, a Nowak (Nowack) to jedno z nazwisk najczęściej występujących w Berlinie. Jest popularne w całych Niemczech.

* * *

Polskie ślady za Odrą to także działające tam od lat polskie instytucje, monachijska Wolna Europa, wspieranie polskiego podziemia demokratycznego i Solidarności, spontaniczna pomoc zwykłych obywateli dla Polaków w czasie stanu wojennego (jak wcześniej dla emigrantów po powstaniach XIX wieku), to piłkarze (Klose, Podolski, Błaszczykowski, Lewandowski), samochody ozdobione flagami i polskimi, i niemieckimi, gdy dochodzi do derbów obu reprezentacji narodowych, to ludzie, który jeżdżą do pracy przez granicę, ruskie pierogi, bigos, polskie autobusy i pociągi.

W leksykonie są hasła poświęcone polskim artystom, którzy działali i działają w Niemczech, pisarzom, w tym szczecinianom, jak Brigitta Helbig, Krzysztof Niewrzęda, Magdalena Parys, muzykom, kompozytorom, naukowcom.

Swoje miejsce ma też w nim kultura popularna i subkultura. Jednym z najpopularniejszych
DJ-ów w Niemczech jest krakowianin Tomekk. Głośno jest o raperce noszącej pseudonim Schwesta Eva, a pochodzącej z Koszalina, czy o wrocławiance Teresie Orlovski.

* * *

Oczywiście, że nie ma w leksykonie wszystkich haseł, jakie mogłyby w nim być. Wciąż np. mało rozpoznana jest emigracja z Polski do Niemiec tuż po drugiej wojnie światowej, ale też bogata współczesność. Słusznie, że znalazło się w leksykonie hasło Polenmarkt, szkoda, że brak w nim hasła polenmARkT.

Hasła napisało siedemnaścioro autorów, najwięcej – Peter Oliwer Loew, pracownik naukowy instytutu w Darmstadt, autor m.in. monografii o charakterystycznym tytule „My niewidzialni. Historia Polaków w Niemczech” (2014).

Trzeba też zauważyć, że leksykon poprzedziły książki inne (a także wystawy), m.in. o berlińczykach z rodowodem śląskim, Polakach w Zagłębiu Ruhry, opracowania Roberta Traby o polskich śladach w Berlinie czy książka Wolfganga Nichta o Polakach w Dreźnie.

Lesebuchlexikon uświadamia rozległość, głębokość i powszechność związków polsko-niemieckich. Jest książką dla każdego. Ma więc szansę trafić do tzw. przeciętnego odbiorcy, „wykonując ogromną robotę” popularyzowania wiedzy o splataniu się kultur. Trzeba ją przetłumaczyć na polski.

Trzeba też dalej prowadzić prace nad poznawaniem i popularyzacją wzajemnych relacji obu kultur. Pewnie trudniejsze byłoby opracowanie książki paralelnej, mówiącej o śladach niemieckich w Polsce, a bardzo by się przydała.

Może warto by też wrócić do dawnego pomysłu powołania na granicy polsko-niemieckiej muzeum stosunków polsko-niemieckich? Wydaje się zresztą, że dziś, gdy rosną w Europie nacjonalizmy, podobne muzea – ośrodki dialogu – powinny powstać na granicach z wszystkimi sąsiadami.

Na koniec warto przypomnieć, że dziś w Niemczech mieszka około 2 milionów Polaków lub osób polskiego pochodzenia. Wiele tysięcy ludzi jeździ przez granicę do pracy. Jak bardzo silne są ponadgraniczne powiązania, widać choćby na autostradach, zwłaszcza przed najważniejszymi świętami. Mądrzy politycy, a także wszyscy, którzy mają wpływ na bieżącą politykę, choćby publicyści i dziennikarze, dbają o to, żeby ten ruch był płynny i spokojny. Niestety, nie wszyscy są mądrzy.

Paweł MALICKI

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA