Denys Schmyhal, premier Ukrainy, spotkał się w ubiegły weekend z czołowymi politykami Niemiec. To najwyższy rangą polityk ukraiński, który od czasu rosyjskiej agresji przyjechał do Berlina. Na konferencji prasowej mówił, że z kanclerzem Scholzem „rozmawiał konkretnie o dostawach na Ukrainę czołgów Leopard-2”. Powiedział, że jest optymistą. Wiadomo, że chodzi też m.in. o nowoczesne systemy obrony powietrznej, radary i drony rozpoznawcze.
W oficjalnym komunikacie z wizyty berlińskiej podano, że kanclerz Scholz wyraził szacunek dla odwagi i wytrwałości, jaką wykazała i wykazuje Ukraina i jej obywatele. Podkreślił, że Niemcy nie zaprzestaną udzielania jej wsparcia wojskowego, politycznego, finansowego i humanitarnego.
Rozmawiano też o konieczności zaplanowania odbudowy Ukrainy. Scholz omówi ten problem na najbliższym spotkaniu grupy G-7, w którym weźmie też udział przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. 25 października odbędzie się w Berlinie międzynarodowa konferencja poświęcona odbudowie Ukrainy. Po zakończeniu wojny RFN chciałby uczestniczyć m.in. w modernizacji i rozbudowie armii ukraińskiej, a zwłaszcza artylerii i systemów obrony przeciwlotniczej.
Scholz i Schmyhal mówili też o akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej. Scholz podkreślił, że „reformy w dziedzinie państwa prawa i sądownictwie są równie ważne jak inwestycje w odbudowę kraju”.
Po zamknięciu przez Rosję rurociągu Nord Stream1 w Niemczech lawinowo rosną ceny gazu i energii, co teraz, przed zimą, wywołuje niepokoje głównie we wschodnich landach. Rząd uspokaja, mówi o prawie pełnych magazynach gazu, o szybkiej budowie terminali LNG (pierwszy, w Lubminie pod Greifswaldem, ma być gotowy do końca tego roku), o przedłużeniu pracy dwóch niewyłączonych jeszcze elektrowni atomowych, które do wiosny „mają być w rezerwie”. Nastrojów to nie uspokaja.
Scholz wiele razy ostatnio podkreślał, że za trudną sytuację Niemiec odpowiada teraz Władimir Putin, który gra dostawami źródeł energii, co w państwach wspomagających Ukrainę i nakładających sankcje na Rosję ma prowadzić do podwyżek cen, radykalizacji nastrojów, ma wywoływać lęk przed zimą, brakami żywności i ciepła, a w konsekwencji niepokoje społeczne.
Niedawno Okręgowy Związek Rzemieślników w Halle (Saksonia-Anhalt, b. NRD) wystosował list otwarty do kanclerza Scholza. Jego autorzy domagają się natychmiastowego wstrzymania sankcji nałożonych na Rosję i rozpoczęcia rozmów o zakończeniu wojny. Piszą, że kto poważnie mówi o tym, że warunkiem takich rozmów musi być rezygnacja Rosjan z Krymu, tego „faktycznie zakończenie wojny nie interesuje”. Podkreślają, że kto patrzy na sankcje „bez ideologicznych klapek”, ten widzi, że od ich wprowadzenia do kas Rosji płynie więcej pieniędzy, na czym traci Europa, a szczególnie Niemcy. Według nich sytuacja w Niemczech jest dziś najbardziej poważna od zakończenia drugiej wojny światowej. Piszą, że nie chodzi im „o temperaturę w domach niższą o 1-2 stopnie i temperaturę wody w basenach pływackich”, lecz „o umieranie Niemiec”. Kończą list stwierdzeniem: „Tego doświadcza wielu ludzi w Niemczech. Dlaczego nie pan?”. Podobny list wysłało niedawno siedmiu burmistrzów z Rugii. Domagali się m.in. zgody Berlina na uruchomienie gazociągu Nord Stream2.
W Schwedt nad Odrą nadal odbywają się protesty przeciwko zapowiedzianemu wstrzymaniu od 1 stycznia 2023 r. importu ropy rurociągiem Przyjaźń, w oparciu o którą pracuje tamtejsza rafineria. Jej zamknięcie oznaczałoby likwidację 1200 miejsc pracy, co byłoby groźne dla istnienia miasta. Zapowiedzi władz, że w najbliższym czasie uda się zapewnić dostawy ropy m.in. przez port w Rostoku, nastrojów nie uspokoiły.
W ubiegły poniedziałek 1800 osób demonstrowało w Lubminie pod Greifswaldem. Żądali natychmiastowego uruchomienia gazociągu Nord Stream2, rezygnacji z budowy terminala LNG, wstrzymania eksportu broni na Ukrainę, ustąpienia rządu federalnego, odstąpienia od sankcji nałożonych na Rosję. Do demonstracji wezwał „obywatelski ruch manifestacji poniedziałkowych”, który wyrósł ze środowisk antyszczepionkowych i antykowidowych, antyunijna i populistyczna Alternatywa dla Niemiec (AfD) oraz założona w 2020 roku partia Die Basis, przedstawiająca się jako „partia budowana na rzeczywistej bazie demokracji i wolności”, a będąca po dwóch latach istnienia ósmą pod względem liczebności partią polityczną w RFN. Ma 34 tysiące członków (SPD liczy 404 tysiące członków, CDU 400 tysięcy, CSU 137 tysięcy). Uczestnicy demonstracji w Lubminie przyjechali z Greifswaldu, Anklam, Malchow, innych miast. Przynieśli sztandary w barwach Niemiec z hasłem: „Wir sind das Volk” („My jesteśmy narodem”), wymyślone kilka lat temu przez antyimigrancki ruch Pegida, były flagi Rosji i apele w rodzaju: „Czerwono-Żołto-Zieloni na front wschodni!” (chodzi o barwy federalnej koalicji rządowej SPD-FDP-Zieloni). Podobne manifestacje, gromadzące od kilkuset do kilku tysięcy osób, odbyły się także w innych miastach, również w landach zachodnich, m.in. w Kolonii. Ich organizatorzy zapowiadali, że będą demonstrować w każdy poniedziałek.
List otwarty z Halle, głosy przeciwników sankcji nałożonych na Rosję i dostarczania broni na Ukrainę, komentował w niedawnym wydaniu popularnego berlińskiego tygodnika „Superillu” dr Ilko-Sascha Kowalczuk, historyk, były obywatel NRD (ur. 1967, Berlin Wschodni), badacz historii i skutków dyktatury enerdowskiej, pracownik tzw. Urzędu Gaucka, zajmującego się aktami enerdowskich tajnych służb.
Mówił: – „Odpowiadam im, że nie mają pojęcia ani o zagranicznej, ani o wewnętrznej polityce bezpieczeństwa. (…) Kto teraz występuje przeciwko sankcjom na Rosję, nie rozumie, że wojna przeciw Ukrainie jest również wojną przeciwko Zachodowi. Zniesienie sankcji (…) nie byłoby niczym innym jak wyjściem naprzeciw dyktaturze i dalszym jej umacnianiem. Wydaje się, że ci, którzy domagają się tego, byliby skłonni poświęcić wolność i demokrację na ołtarzu własnej sytości. Wolność jest ważniejsza niż pozorny pokój. Taka jest nauka z pokojowej rewolucji 1989 r. Przecież większość tych rzemieślników (autorów listu z Halle – b.t.) to byli wówczas młodzi ludzie. Mogli to przeżyć i odczuć na własnej skórze. Czyżby już nie pamiętali, o co nam, wschodnim Niemcom, wtedy chodziło? Dokładnie o to samo chodzi teraz Ukraińcom: o wolny i otwarty kraj wolnych ludzi. Nam powinno chodzić teraz o to, by we wszelki możliwy sposób być z Ukrainą, nie patrząc na to, czego chce Moskwa. Wielu ludzi do dziś jeszcze sobie nie przyswoiło, że ZSRR nie istnieje i że jakiekolwiek roszczenia Moskwy wobec Ukrainy, państw bałtyckich, Polski są tak samo bezprawne, jak gdyby Londyn czy Paryż zachciały sobie zwrotu kolonii w Afryce. Tylko silna Ukraina przy stole rokowań, a przy nim kończy się każda wojna, może mieć równe szanse wyegzekwowania swoich interesów, a są to wolność i suwerenność. Niemcy muszą wspierać w tym Ukrainę. Jednocześnie musi skończyć się u nas rosyjski kicz. Wschodnia Europa to więcej niż Rosja”.
Dr Ilko-Sascha Kowalczuk podkreślił, że dostarczanie broni Ukrainie popiera w zachodnich landach Niemiec dwie trzecie społeczeństwa, a we wschodnich ‒ jedna trzecia. Wyjaśniając przyczyny frustracji wielu Niemców z landów wschodnich, mówił, że wielu z nich nadal uważa, że są wykluczeni ze społeczeństwa zachodniego dobrobytu, marginalizowani i opuszczeni. Duża część, większa niż na Zachodzie, nie godząc się na bezradność, wspiera partie populistyczne zarówno lewicowe, jak i prawicowe (AfD).
Im bliżej zimy, tym napięcia rosną. Rosną ceny energii i gazu.
Na koniec zdanie od autora powyższego omówienia, który sądzi, że do podgrzewania nastrojów populistycznych w Niemczech i napędzania zwolenników stronie prawicowej, antyunijnej i ojczyźnianej dokładają się polskie żądania reparacji. ©℗
Bogdan TWARDOCHLEB