Plagą nadmorskich miejscowości stały się elektryczne hulajnogi. Jeżdżą nań zarówno dzieci, jak i dorośli, którzy często wiozą przed sobą swoje kilkuletnie pociechy. Oddają im kierownicę, żeby sobie poprowadziły. Hulajnogi mają silniki elektryczne, które niekiedy pozwalają na osiągnięcie szybkości do 40 na km/godz. – chociaż na tylnym zderzaku napisane jest „25”. Wielu kierowców, którzy zostali wyprzedzeni przez ten pojazd wie, że jadą one znacznie szybciej.
Kilka tygodni temu biuro prasowe zachodniopomorskiej policji stwierdziło, że są to hulajnogi, którymi można poruszać się po… chodnikach. Potem panowie w białych czapkach z Komendy Wojewódzkiej Policji przysłali do redakcji maila, w którym napisali, że pojazdy te nie mają prawa jeździć po chodnikach, a muszą po ulicy… Wszelkie nasze wątpliwości rozwiała Komenda Główna Policji. Przysłała nam pismo, z którego wynika, że poruszać się po ulicach tymi pojazdami mogą osoby powyżej 14. roku życia, które muszą mieć prawo jazdy kategorii AM, jeździć trzeba w kasku, a pojazdy muszą mieć tablice rejestracyjne. To teoria, bo jak wygląda praktyka, to widać na nadmorskich ulicach. Biznes jest zapewne niezły, gdyż wypożyczalni jest sporo, a za godzinę trzeba zapłacić 50 zł. Koszt zakupu takiej hulajnogi wynosi ok. 3-4 tys. zł w zależności od mocy silnika. Można wyliczyć, że zwraca się po 70–80 wypożyczeniach i zaczyna przynosić zyski.
Nie każdemu spodobał się mój artykuł. Zadzwonił do mnie właściciel sieci wypożyczalni w Świnoujściu. Skarżył się, że policja zatrzymuje jego klientów i wystrasza następnych. Powiedział, że nie wypożycza hulajnóg tym, którzy nie skończyli 14 lat, każdy dostaje kask i jest pouczany, jak się poruszać po ulicach. Okazuje się jednak, że po ulicach jeżdżą dzieci bez kasków, które zatrzymuje policja. Właściciel wypożyczalni twierdził, że wszystkie pojazdy są ubezpieczone, ale na pytanie, dlaczego nie mają tablic rejestracyjnych, odpowiedzi nie usłyszałem.
Dowiedziałem się natomiast, że interes nie jest intratny i wbrew temu co napisałem, zakup hulajnogi wcale się w trakcie jednego sezonu nie zwróci, bo wypożyczający – gdy są upały, to leżą na plaży („nie po to przyjeżdżali nad morze, by pojeździć hulajnogą”) i pojawiają się dopiero po godz. 18. Właściciel płaci pracownikom 15 tys. zł za sezon, kilka rowerów z górnej półki (także jednoślady wypożycza) zostało mu skradzionych, a moje teksty odstraszają mu klientów. Stwierdził, że niebawem będą inne przepisy i wówczas okaże się, że nie trzeba będzie tablic rejestracyjnych i posiadania prawa jazdy.
Może tak będzie jutro, ale dziś obowiązują przepisy, o których pisaliśmy, i do których prawie nikt się nie stosuje. ©℗
Tekst i fot. M. Kwiatkowski