Trudno nie zadać sobie tego pytania… Jak to możliwe, że artystka, która zeszła ze sceny ponad czterdzieści lat temu, jest ciągle tak kochana i pamiętana? I dlaczego akurat ona? Przecież na szczecińskich scenach występowały setki artystów, w tym wiele niezaprzeczalnych talentów.
Odpowiedzi może być wiele, ale jedną z nich na pewno jest miłość. Miłość Ireny Brodzińskiej do sceny, do publiczności i sztuki w ogóle. I o miłość publiczności do wybitnej artystki, ale też do nieprzeciętnej osobowości, która na scenie była nie tylko perfekcyjnie profesjonalna, ale też szczera. I dla której scena była po prostu życiem, które kochała. A miłości bywają z reguły wzajemne.
Aż trudno uwierzyć w to, że w czasach zamierzchłej komuny z absolutnie prywatnej inicjatywy powołano w Szczecinie do życia operetkę. Jej pomysłodawcą i organizatorem był Jacek Nieżychowski, wszechstronnie utalentowany człowiek, który był niedoścignionym mistrzem w załatwianiu spraw… nie do załatwienia. Jedną z tych spraw było ściągnięcie na tę scenę, świecącej coraz większym blaskiem i niewątpliwym talentem, młodej Ireny Brodzińskiej. Znana już była z kreacji i występów na innych scenach, grywała w filmach, a reżyserzy z całego kraju proponowali jej udział w swoich przedstawieniach. Ona wybrała jednak Szczecin, a jak się szybko okazało Szczecin wybrał także ją. Publiczność błyskawicznie ją pokochała.
Po raz pierwszy wystąpiła tu jeszcze przed otwarciem operetki przy ul. Potulickiej. Do szczecińskiego Teatru Polskiego na gościnne występy przyjechała Operetka Gliwicka, która spotkała się wręcz z żywiołowym przyjęciem publiczności, co bardzo ujęło także artystów, w tym Irenę Brodzińską. Od tej pory Teatr Polski jest dla niej ważnym miejscem i jak mówi „nosi go w sercu”.
– Zawsze kochałam teatr i bezpośredni kontakt z publicznością. Na scenie byłam najszczęśliwsza i najszczersza – podkreśla.
Irena Brodzińska – legenda, fenomen, gwiazda – jest ciągle przez szczecinian kochana i pamiętana. 24 stycznia skończyła 88 lat, a niebawem będzie miała imieniny. Wszystkiego najlepszego, Pani Ireno! Szczecin, w tym także „ Kurier Szczeciński”, o Pani pamięta.
Tekst i fot. (mos)