Reflektorem po Szczecinie
• Szczecin tym różni się od zwykłej wsi, że na niektórych ulicach są chodniki. Ostatnio na chodniku przy ulicy Kopernika (róg Łokietka przy stacji benzynowej) obserwujemy „nowy ubytek” cementowych płyt chodnikowych.
Czyżby komuś brakowało chodnika we własnym ogródeczku? Przydałaby się przed stacją benzynową „czujka” MO.
• Szczecin posiada, jak wiadomo, najstarsze tramwaje. Z tej też zapewne racji otrzymaliśmy z Warszawy stare wozy wrocławskie, których stolica nie chciała przyjąć na swoje tory.
Obecnie tramwajarze i pasażerowie zastanawiają się, co będzie z warszawsko-wrocławskimi staruszkami w okresie zimy?
Żeby też MPK się nad tym zastanowiło – o tym grzecznie niniejszym przypominamy.
„Kurier Szczeciński” z 27 września 1956 r.
Kiedy miasto ma pijaną twarz
Nocą wszystkie koty są szare. Nocą miasto wychyla pod latarnię swą pijaną twarz. Nocą wchodzą na ulicę przestępcy, pijacy, prostytutki i sutenerzy. Wyschnięte gardła żłopią baseny wódki.
Pijaną twarz Szczecina można oglądać i w nocy i blasku słońca, w dnie wypłat, w soboty i w niedziele. Reporter „Kuriera” oglądał z bliska twarz naszego miasta, pijanego w ostatnią sobotę – dzień wypłaty.
Stawiam w notesie kreski ilekroć spotykam na ulicy leżącego. Po 7 godzinach wędrówki po wielkim mieście o godzinie 21 obliczam kreski. Jest ich 18. Osiemnastu pijaków na chodnikach, ławkach, na skwerach, w krzakach, w bramach. Osiemnastu ludzi unurzanych we własnych wymiotach, w błocie, na pół rozebranych, zbydlęconych.
A przechodnie? Przechodnie mijają ich obojętnie, z odrazą przeskakują przez nich lub cynicznie się uśmiechają. „Ale się urżnął”…
Z trudem tłumaczę sobie, że żyję w świecie cywilizowanym.
Milicja pracuje bardzo operatywnie. Zaglądam do Izby Wytrzeźwień. Słaniający się ze zmęczenia milicjanci (niektórzy mają za sobą 18 godzin nieprzerwanej służby) zwożą z całego miasta pijanych. Tu pijacy zbadani przez lekarzy, umyci, po oddaniu dokumentów, maszerują do łóżek. (…) Dwie sale: w jednej mężczyźni, w drugiej kobiety. Kobiet jest kilka – o wiadomej reputacji. Atmosfera izby to świat podobny do piekła. Zwierzęce wrzaski, przekleństwa, szamotanina, bójki, spazmatyczne ryki, wykrzywione wściekłością twarze, krew. Tu leży zdeptana i opluta godność ludzka (…)
Wiem, że oprócz niepracujących nigdzie sutenerów i łajdaków trafiają tu przeważnie robotnicy. Często obarczeni licznymi rodzinami, przepijający zarobki, powodują nędzę. Dlaczego to robią? (…)
Przed nocnymi lokalami bójki. Z sal zabawowych wysypują się kłęby wzajemnie atakujących się ludzi. Na Wawrzyniaka w Domu Kultury chuligani usiłują wyważyć drzwi. W bramach, na ławkach, w krzakach – płatna miłość. Bladzi, w przepoconych koszulach młodzieńcy zataczają się ulicą. Pijacki śpiew: Bajabongo! O, Bajabongo!!!
Dziś miasto wyżłopało 6,5 tys. litrów wódki.
Nie będzie wniosków. Będzie pytanie: ludzie, którzy ciężko pracujecie, ludzie prości i wykształceni, pijący i niepijący, dobrzy i źli powiedzcie: Czy tak powinno być?
„Kurier Szczeciński” z 3 października 1956 r.