Stworzyć coś na 36 metrach kwadratowych to doprawdy sztuka. Pomysłowości i własnej pracy państwo Diana i Maciej Czerwonkowie zawdzięczają, że i na takim skrawku ziemi wielkości kawalerki na tyłach jednego z budynków wielorodzinnych przy ul. Ratajczaka, w którym mieszkają, udało im się urządzić ich wymarzony ogródek. A znajduje się on w nietypowej międzyblokowej przestrzeni, która nie pełni – jak gdzie indziej – roli ogólnodostępnego podwórza, ale poszatkowana jest na takie właśnie indywidualne mikrodziałki, które użytkują – podobnie jak oni – okoliczni mieszkańcy.
– Kiedy dostaliśmy ten placyk, wyglądał tak samo, jak ten tuż obok, płaski i zarośnięty trawą i nic więcej. A nam zawsze się marzyło, by w ogródku mieć podwyższone grządki. Zawsze to rozwiązanie nam się podobało. I zawsze myśleliśmy, żeby takie miejsce dostarczało nam przede wszystkim jedzonka, czyli o uprawie warzyw, owoców i ziół. Na początku mąż był sceptyczny i twierdził, że oszalałam, ale kiedy udało mi się zebrać pierwsze cegły, a potem zaczęłam budować schodki i pierwszy z murków, zaczęło mu się podobać. Ocenił jednak, że w murarce to za dobra nie jestem i wychodzi jakoś krzywo, więc sam zabrał się do roboty. I tak krok po kroku jedna, druga, trzecia, czwarta grządka. Budulca wystarczyło również na ceglaną ściankę w narożniku – opowiada pani Diana o początkach swojej i męża ogrodniczej przygody.
Założenie było takie, żeby nie wydawać w ogóle pieniędzy, a jeśli już będzie trzeba, to by były to wydatki jak najmniejsze. Stąd praktycznie wszystkie elementy miniogródka pochodzą z odzysku, z drugiej ręki, jak wspomniane właśnie cegły, deski czy palety (jedna z nich doskonale sprawdza się teraz w roli siedziska przy stoliku). Inne, jak kanki, wiadra, garnki czy donice, które inni wyrzucili już na śmietnik, odnalazły tutaj nowe przeznaczenie – we wszystkich coś rośnie. Z aukcji internetowej zaś do przydomowego miniogródka trafił żeliwny zlew, przydatny do omycia rąk czy opłukania z ziemi warzyw.
– Wszystko co jest w naszym ogrodzie, zawsze rośnie na własnym kompoście. Mamy jego dostateczny zapas w przewiewnej skrzyni z desek – dodaje pani Diana. – Koncentrujemy się na uprawach podręcznych, jak: pomidorki, papryki, buraczki, rzodkiewka, szpinak, marchewka, cukinie, ogórki, cebulka. I generalnie uprawiamy wszystko to, co nam smakuje. Teraz mąż na przykład zażyczył sobie dla odmiany rabarbar. Mamy też inspekt do rozsad i spory zielnik, a w nim masę ziół: szałwia, majeranek, rozmaryn, tymianek, oregano, melisa, mięta, skrzyp. Można sobie zebrać i zrobić herbatkę lub napar do włosów.
Kwiaty w miniogrodzie p. Czerwonków to tylko skromny dodatek. Z tych najważniejszych są te użyteczne i efektownie prezentujące się na grządkach z cegły, a przy okazji odstraszające skutecznie wszelkie szkodniki aksamitki. Zjawiskowo prezentują się też dojrzewające właśnie pod koniec lata w dużej liczbie słoneczniki. ©℗
Mirosław WINCONEK