To była pionierska operacja w skali świata. Od jej powodzenia zależało udrożnienie drogi wodnej ze Świnoujścia do Szczecina dla dużych statków. „Wysokiego Chłopca” rozbroili minerzy z 8. Flotylli Obrony Wybrzeża. Wiedzą wsparli ich naukowcy.
Tuż przed Bożym Narodzeniem na dziedzińcu Muzeum Narodowego przy ul. Staromłyńskiej w Szczecinie pokazano z pozoru nieistotny odłamek, który dołączył do przedmiotów wydobytych z dna toru wodnego podczas pogłębiania tego szlaku.
Gośćmi specjalnymi byli przedstawiciele Marynarki Wojennej, wchodzący w skład 8. Flotylli Obrony Wybrzeża, w tym Dowódca 12. Wolińskiego Dywizjonu Trałowców – kmdr por. Robert Lisowski oraz przedstawiciele Grupy Nurków Minerów ze Świnoujścia – kmdr ppor. Piotr Nowak oraz chor. mar. Michał Jodłoski, którzy byli odpowiedzialni za opracowanie koncepcji neutralizacji Tallboya, czyli za planowanie, przygotowanie i przeprowadzenie operacji – przypomina Magdalena Chmielewska, główny specjalista ds. kadr i PR w Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu.
Na prezentacji Tallboya obecni byli również przedstawiciele firmy SeaTerra, którzy największy w Polsce niewybuch zlokalizowali pod wodą w Świnoujściu w dniu 16 września 2019 roku, pod dowództwem kierownika prac saperskich inż. Janusza Lemieszka. Firma SeaTerra była podwykonawcą konsorcjum wykonawczego robót na torze wodnym DIVO (spółka joint venture, utworzona przez firmy Dredging International oraz Van Oord).
Za przemyślaną i sprawną i bezpieczną operację wydobycia bomby podziękował marynarzom Aleksander Ostasz, dyrektor Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu: – Przede wszystkim chciałbym podziękować osobom związanym z 8. Flotyllą, marynarzom saperom. To dzięki nim Świnoujście – można powiedzieć – ocalało. Ocalała cała infrastruktura. Bo gdyby ten Tallboy eksplodował na torze wodnym, to powstałyby straszne straty. Na pewno ucierpiałoby nabrzeże. Na pewno ucierpiałaby inna infrastruktura, na pewno by zginęli ludzie. Ryzykowaliście tam swoim życiem.
Historia bomby lotniczej Tallboy zaczęła się pod koniec II wojny światowej. Jak poinformował podczas prezentacji przygotowań do jej neutralizacji kmdr ppor. Piotr Nowak z 8. FOB, tak naprawdę historia tego niewybuchu rozpoczęła się 16 kwietnia 1945 roku, kiedy to brytyjski dywizjon lotniczy o numerze 617 rozpoczął bombardowanie bombami głęboko penetrującymi niemieckiego krążownika SMS „Lützow” w pobliżu miasta Świnoujście. – Ta twarda konstrukcja umożliwiała zagłębienie się w teren. Ona tak naprawdę niszczyła obiekty przez wytworzenie fali sejsmicznej – wyjaśniał komandor podporucznik.
Masa całkowita bomby wynosiła prawie 5,5 tony, w tym ładunku wybuchowego 2,4 tys. kg.
– To był materiał o wzmocnionej sile. W przeliczeniu na trotyl – 3,6 tys. kilogramów. I właśnie tę wartość wykorzystano do obliczeń stref niebezpiecznych podczas operacji – tłumaczył kmdr ppor. Piotr Nowak.
Kolejne porcje informacji dostarczyły rekonesanse nurków. Okazało się, że w 2/3 objętości bomba była zagłębiona w dnie.
– Mało tego – co widać na zdjęciach – „patrzyła” w górę, czyli zapalniki, do których powinniśmy mieć dostęp, były około drugiego metra pod powierzchnią dna – powiedział kmdr ppor. Piotr Nowak.
Nie było dostępu do zapalników, więc nie można było określić, czy one w ogóle tam są i w jakim stanie – uzbrojone czy nie.
Analizowano materiały historyczne, dokumentację techniczną uzyskaną z różnych źródeł w Europie. Ostatecznie przyjęto metodę unieszkodliwienia Tallboya za pomocą tzw. deflagracji, czyli wypalenia materiału wybuchowego za pomocą systemu, którym minerzy posługiwali się od 2013 roku.
– Ogromnym problemem był brak światowych doświadczeń w realizacji tego typu operacji. Był to pierwszy Tallboy znaleziony pod wodą, na dodatek na aktywnym torze wodnym, na znaczącej głębokości 12 metrów – mówił kmdr ppor. Piotr Nowak. – Z tego względu chcieliśmy współpracować z ośrodkami naukowymi, ponieważ nie byliśmy pewni czy aktualne dane, które posiadamy i obliczenia, którymi się posługujemy są wystarczające dla tak wielkiego i niebezpiecznego obiektu. Dzięki temu powstało opracowanie, które potwierdziło nasze przypuszczenia co do możliwych skutków oddziaływania, jeśli chodzi nie tylko o odłamkowanie, ale i o to, co fala sejsmiczna może wywołać w pobliskiej infrastrukturze.
Przyjęto strategię minimalizacji ryzyka, co wiązało się i z ewakuacją, i z częściowym zamknięciem toru wodnego oraz ze spowolnieniem ruchu statków w tym rejonie.
– Symulacja wykonana przez przedstawicieli Politechniki Poznańskiej pozwoliła nam spojrzeć trochę szerzej na temat ryzyka odłamkowania – wyjaśniał oficer. – Nasze wzory mówiły, że ilość wody, która przykrywa tę bombę, jest zbyt mała, żeby powstrzymać odłamki, by wytraciły one impet. To samo zostało potwierdzone przy okazji współpracy z Politechniką Poznańską. Strefa rażenia odłamkami przy pełnej detonacji została określona na dwa kilometry.
Zainstalowano 12 czujników sejsmicznych. Pojawiły się czujniki w rejonie gazoportu, a także budowanego tunelu pod Świną. Zainstalowano szybką kamerę rejestrującą zdarzenie z prędkością 2 tys. klatek na sekundę. – Mieliśmy podgląd z dwóch kamer, które przesyłały obraz do naszego punktu kierowania. Do tego dwa drony, które można było wypuścić doraźnie oraz bezzałogowy statek powietrzny wojska monitorujący rejon niebezpieczny w termowizji, aby uniemożliwić wejścia na teren osób niepożądanych – wymieniał komandor.
Po rozpoczęciu operacji wypalanie ładunku wybuchowego przeszło po pewnym czasie w detonację, co zresztą było brane pod uwagę. Deflagracja – której uległo 37 procent masy początkowej ładunku – znacznie jednak zmniejszyła jego ilość przez co siła wybuchu była mniejsza.
– Nie zaobserwowano żadnych uszkodzeń infrastruktury promowej ani innej infrastruktury w okolicy. Nie zaobserwowano rozrzutu odłamków. Słup wody był mniejszy niż przewidywano – podkreślił kmdr. ppor. Piotr Nowak.
A tak całą operację oceniło Rządowe Centrum Bezpieczeństwa:
„Neutralizacja bomby Tallboy stanowiła najlepiej opomiarowaną operację wojskową w historii oczyszczania terenów z PWiN (przedmioty wybuchowe i niebezpieczne pochodzenia wojskowego – red.). Redukcja ładunku głównego przełożyła się bezpośrednio na brak odłamkowania fragmentów korpusu oraz brak zniszczeń infrastruktury promowej oraz nawigacyjnej po przejściu deflagracji w detonację. Powietrzna fala ciśnienia nie spowodowała uszkodzenia przeszklonych powierzchni wieży nawigacyjnej znajdującej się 100 m od punktu zalegania niebezpiecznego obiektu. Istotne jest również, że mniejsza energia detonacji nie doprowadziła do lokalnych wypłyceń na torze wodnym, a ruch statków handlowych o pełnym zanurzeniu przywrócono już po 6 godzinach”.
Rządowe Centrum Bezpieczeństwa dodało, że „w ramach zabezpieczenia neutralizacji, z zagrożonego rejonu ewakuowano 751 mieszkańców. Niestety, mimo realnego zagrożenia życia i zdrowia, 40 osób odmówiło opuszczenia swoich nieruchomości i podpisało stosowne dokumenty. Możliwość odmowy ewakuacji z zagrożonego rejonu stanowi poważny problem dla służb i samorządów”.
RCB podsumowało: „Likwidacja brytyjskiej bomby lotniczej nie miała jedynie aspektu lokalnego, ale była istotna z punktu widzenia interesu gospodarczego kraju, zapewniając terminową realizację inwestycji – pogłębienie toru wodnego do portu Szczecin. Na etapie planowania operacji, istotnym elementem były również rozpoczynające się prace związane z drążeniem tunelu pod Świną”.
Brytyjski Tallboy już nie zagraża. Pozostał wielki odłamek, który dołączył do ekspozycji na dziedzińcu Muzeum Narodowego przy ulicy Staromłyńskiej w Szczecinie. Wystawa powstała pod patronatem i przy współpracy Ministerstwa Infrastruktury oraz dzięki zaangażowaniu i pomocy następujących instytucji i firm: Urzędu Morskiego w Szczecinie, Zarządu Morskich Portów Szczecin i Świnoujście SA, Zachodniopomorskiego Stowarzyszenia Dziedzictwo Morza, Stowarzyszenia Miłośników Latarń Morskich, Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu, portalu Polska Morska, Klastra Morskiego Pomorza Zachodniego, Urzędu Żeglugi Śródlądowej w Szczecinie i Wrocławiu oraz konsorcjum wykonawczego robót na torze wodnym DIVO.
(kl)