Zbudowany w 2000 r. w gdyńskiej Stoczni Północnej kontenerowiec "Gdynia" tylko przez kilka lat pływał pod tą nazwą. Głośno o nim było z powodu kolizji z chińskim masowcem. Dziś przebudowana jednostka specjalizuje się w transporcie cementu i nazywa się "Cemisle". Dobrzej ją zna starszy oficer mechanik okrętowy Janusz Fydrych ze Szczecina.
Kontenerowiec Gdynia" został zbudowany na zlecenie szczecińskiego armatora Euroafrica Linie Żeglugowe. Podniesienie bandery nastąpiło 15 lat temu w Gdyni. Statek pływał na linii do Anglii.
- Krążył w cyklu tygodniowym, zbierał kontenery, które transportował do Felixstowe - wspomina starszy oficer mechanik okrętowy Janusz Fydrych, który towarzyszył "Gdyni" od momentu zwodowania jej kadłuba. Był w nadzorze, a później w załodze statku. - Trzy warstwy kontenerów mieściły się w ładowni, a pięć warstw na pokładzie.
Już po pierwszych paru latach eksploatacji statek okazał się za mały. Przebudowano go i mógł zabierać przeszło dwa razy większe od standardowych, 45-stopowe, kontenery. Po remoncie i modernizacji wrócił na angielską linię na początku 2006 r. pod nową nazwą "Topaz". Jednak dość szybko zastąpił go większy, czarterowany statek.
W ostatnim dniu maja 2003 r., jeszcze jako "Gdynia", kontenerowiec Euroafriki zderzył się z 10 razy większym chińskim masowcem "Fu Shan Hai". Do kolizji doszło na północ od Bornholmu. "Gdynia" płynęła z ładunkiem kontenerów do Wielkiej Brytanii, a masowiec transportował 66 tys. ton nawozów z Łotwy do Chin. Jak ustalono, kontenerowiec powinien ustąpić z drogi masowcowi. Jednak pełniący wachtę na mostku "Gdyni" II oficer źle ocenił sytuację i uderzyła ona dziobem w lewą burtę "Fu Shan Hai". Masowiec zatonął w Bałtyku, na szczęście w porę uratowano jego załogę i nikt nie ucierpiał. Kontenerowiec z uszkodzonym dziobem wrócił do Gdyni.
Jesienią 2007 r. "Topaz" zmienił właściciela. Została nim niemiecka firma Brise Schiffahrt z Hamburga. Nowy armator przemianował jednostkę na "Grimsnis". Pod tą nazwą funkcjonowała do lutego 2009 r., czyli do kolejnej przebudowy. Później zmieniono ją na "Cemisle" i pod taką pływa do dziś. Już jako cementowiec.
- Firma Brise pozyskała kontrakt na cykliczny przewóz cementu i potrzebowała więcej statków do jego realizacji - opowiada J. Fydrych. - Kupiony kontenerowiec przebudowano, również w Polsce, na cementowiec. Jednostkę wydłużono - otrzymała 19-metrową wstawkę w śródokręciu, a ponadto wyposażono w urządzenia przeładunkowe nowej generacji.
Po przebudowie przez pewien czas statek stał, ale potem już odbywał regularne rejsy. Zawijał m.in. do portów niemieckich, irlandzkich, szkockich, holenderskich.
- Niespełna dwa lata temu przez ok. 8-9 miesięcy pływał pomiędzy Amerykami - dodaje J. Fydrych.
"Cemisle" ma prawie 120 m długości oraz 16,6 m szerokości. Nośność cementowca wynosi ponad 7 tys. DWT.
Jednostkę cechuje duży tzw. rozkołys boczny, przechyły sięgają nawet 30 stopni, w związku z tym załoga na mostku używa pasów bezpieczeństwa, by nie wypaść z foteli.
- Statek ma bardzo mało przestojów technicznych czy awaryjnych - zaznacza J. Fydrych. - Maszyna jest dobra. Wymagane remonty "Cemisle" regularnie przechodzi w stoczni w Świnoujściu.
Na początku 2014 roku, po kolejnym takim remoncie, pojawiły się problemy z układem smarowania silnika napędu głównego. Na pomoc ściągnięto st. oficera mechanika Janusza Fydrycha.
- Udało się opanować sytuację, przy okazji zwróciłem uwagę na inne problemy i nasza współpraca się zacieśniła - podkreśla J. Fydrych. - Byłem później poproszony, by zastąpić starszego mechanika, który szedł na urlop. Przy kolejnej podmianie trzeba było statek przystosować do wymogów wchodzącej w życie tzw. dyrektywy siarkowej. Zdecydowano się na zmianę paliwa z ciężkiego na lekkie niskosiarkowe, co wymagało dostosowania instalacji paliwowej. Przeróbki wykonano podczas rejsu.
Umiejętności szczecińskiego starszego oficera mechanika zostały docenione i niemiecka firma zaproponowała mu jeszcze ściślejszą współpracę. W maju br. wyruszył w rejs innym cementowcem Brise - "Cemluna". Został też zaproszony do Hamburga na rozmowy dotyczące m.in. modyfikacji systemów eksploatacyjnych. Jesienią w inspektoracie technicznym Brise ma wystąpić z prezentacją.
Do Brise należał także cementowiec "Cemfjord", który na początku tego roku zatonął wraz z załogą (siedmioma Polakami i Filipińczykiem) u wybrzeży Szkocji. Wkrótce powinien być gotowy raport dotyczący przyczyn tej katastrofy.
Dodajmy, że Janusz Fydrych pracę na morzu łączy z pasją naukowo-badawczą, której zwieńczeniem jest doktorat otrzymany w 2012 roku na Politechnice Gdańskiej (Wydział Oceanotechniki i Okrętownictwa). Na podstawie kilkuletnich badań J. Fydrych opracował model diagnostyczny śrub, pozwalający na ocenę możliwości napędowej statku.
- Model ten ujmuje informacje o stanie technicznym, kapitan dowiaduje się np., jak długo można płynąć z danym napędem - tłumaczy J. Fydrych.
Promotorem pracy był prof. Jerzy Girtler z PG.
- Pływam na statkach, bo lubię, ale też czerpię z tej pracy dużą wiedzę - mówi J. Fydrych. - Teoria z książek jest weryfikowana w praktyce.
Janusz Fydrych jest absolwentem Wyższej Szkoły Morskiej w Szczecinie (kurs inżynierski ukończył w 1977 r., a później - już w Akademii Morskiej - obronił pracę magisterską). Krótko pracował w stoczni i w Polmo, a pierwszy rejs odbył w 1977 r. na statku "Wiślica" (w Polskich Liniach Oceanicznych). Pływał także na innych statkach PLO, później Euroafriki. Około 10 lat spędził na promach - ostatnim był "Galileusz". Jak sam zaznacza, podczas urlopów szukał statków również u innych armatorów, bo chciał poznać różnorodne jednostki.
Od wielu lat działa w szczecińskim Stowarzyszeniu Starszych Mechaników Okrętowych. Pełni funkcję wiceprzewodniczącego tej organizacji. Jest też biegłym sądowym z zakresu technicznych aspektów okrętownictwa.
Elżbieta KUBOWSKA
Na zdjęciu: Kontenerowiec "Gdynia" - na morzu w 2005 roku.