Czwartek, 21 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Statki odchodzą w ciszy

Data publikacji: 19 stycznia 2023 r. 06:28
Ostatnia aktualizacja: 19 stycznia 2023 r. 07:28
Statki odchodzą w ciszy
Gdy statek jest już niepotrzebny, trafia na złom. Fot. Elżbieta KUBOWSKA  

Wodowanie, a następnie wejście do eksploatacji każdego statku ma zawsze uroczysty charakter. Matka chrzestna wygłasza znaną formułę „płyń po morzach i oceanach…”, butelka szampana rozbija się o kadłub, do stoczni przybywają przedstawiciele armatora i inne ważne osobistości. Gdy jednostka kończy już swoją eksploatację, zazwyczaj znika bez rozgłosu i reporterskich fleszy.

Jak to w życiu bywa, wszystko ma swój kres. Gdy statek jest coraz starszy, jego remonty klasowe stają się coraz droższe. Czarterujący też na to zwracają uwagę i coraz trudniej o zatrudnienie jednostki liczącej sobie kilkadziesiąt lat. Przychodzi więc taki moment, kiedy armator uznaje, że nie opłaca się już danego statku dalej eksploatować. Zaczynają się pertraktacje w sprawie sprzedania go na złom. Najbardziej prawdopodobne jest to, że ostatecznie trafi do Alang w Indiach albo do stoczni Aliagia w Turcji.

Kiedy statek wyrusza w ostatnią podróż, wyjście w morze właściwie nie różni się od normalnego rejsu. Nie ma uroczystości i pożegnań, nie ma ważnych osobistości. Jeszcze smutniej jest podczas wprowadzania statku na plażę. Plaża to oczywiście określenie czysto umowne. W stoczniach złomowych są to tereny pełne brudu, różnych odpadów, olejów, smarów itp. Wysłużona jednostka musi celowo wjechać na mieliznę, a często podczas tej operacji dochodzi jeszcze do kolizji z innymi statkami, które stoją już na brzegu i są po kawałku cięte.

Po wjechaniu na ląd załoga jest zazwyczaj poganiana przez nabywcę statku, aby jak najszybciej go opuściła. Nie ma uroczystego opuszczania bandery, nie ma przemówień i pożegnań. Wysłużony staruszek pozostaje wryty kadłubem w grunt, a marynarze odlatują do kraju.

Sam proces złomowania statku też nie wiąże się z żadną precyzją czy finezją. Kolejne sekcje kadłuba są cięte palnikami, a następnie zrzucane na ląd. Kadłub za pomocą wciągarek jest przemieszczany coraz bardziej w głąb lądu i mniej więcej po 4 – 6 tygodniach nie zostaje z niego nic.

Nasuwa się tu analogia z życiem człowieka. Kiedy dziecko przychodzi na świat, budzi radość rodziców, jest otaczane troską i opieką. Gdy zaś umiera stary człowiek, często odchodzi sam, w ciszy i zapomnieniu. Człowiek ma jednak mniej lub bardziej uroczysty pogrzeb. Statkom nawet to nie jest dane.

Ktoś może powiedzieć, że przecież statek to tylko martwy przedmiot. Jednak wielu miłośników żeglugi patrzy na to inaczej. Przecież na danym statku przez kilkadziesiąt lat kilkuset marynarzy zostawiło cząstkę swego życia. Jedni właśnie na nim awansowali, inni uczyli się dopiero marynarskiego zawodu. Mieszkali na jego pokładzie, przeżywali tu swoje smutki i radości. Sam statek podczas wieloletniej służby odbył setki podróży, przewiózł miliony ton ładunku, z nawiązką spłacając koszt swojej budowy i przynosząc zyski armatorowi. A kiedy jest już niepotrzebny i stary, samotnie trafia na złomowisko i zazwyczaj nikt go już nawet nie wspomni.

Może warto byłoby przy pożegnaniach statku publikować chociażby krótki zarys ich dziejów albo nawet stworzyć u armatora swoistą izbę pamięci, w której byłyby przechowywane fotografie eksploatowanych kiedyś jednostek, jak również jakieś pamiątki z nich.

Dobrze, że ukazały się albumy z danymi i fotografiami wszystkich statków, które pływały do tej pory we flocie Polskiej Żeglugi Morskiej. To naprawdę interesująca publikacja i chwała za nią jej autorom. Dzięki tym albumom statki PŻM nie odejdą w całkowite zapomnienie.

Jerzy BITNER

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA