To był wydział, którego studenci byli w ciągłym ruchu. Przemieszczali się po Niebuszewie, to znów po Wybrzeżu, w końcu po morzach i oceanach. To był - jak na tamte czasy - wydział ekskluzywny, a o jedno miejsce walczyło nawet kilku kandydatów.
Wydział Rybactwa Morskiego i Technologii Żywności (pochodzenia morskiego) przeprowadził się do Szczecina pod koniec lat 60. z Olsztyna. Umiejscowiono go w przy ul. Kazimierza Królewicza w budynku przypominającym podstawówkę, na obrzeżach centrum miasta. To był dobry czas dla polskiego rybołówstwa. Na Morzu Północnym łowiły nasze statki, a do kraju wędrowały beczki z solonym śledziem. W prawie każdym sklepie spożywczym obok konwii z mlekiem stała wielka beczka ze śledziami, na wagę. W poszukiwaniu nowych akwenów coraz większe polskie trawlery wpływały na łowiskach oceaniczne. Także nasz Bałtyk obfitował w ławice ryb, a zwłaszcza w pokaźnych rozmiarów dorsze.
Z Kazimierza Królewicza wszędzie było daleko. Do rektoratu na Janosika, na zajęcia przy Słowackiego, na WF i zajęcia z wojska w budynkach parku przy Broniewskiego, wreszcie do akademików przy Chopina. Normą więc były ciągłe wędrówki. Punktem ich przecięcia był często bar mleczny Kogel Mogel, w którym w latach 70. i 80. niedrogo można było skonsumować choćby kaszę gryczaną ze skwarkami.
Na Wydziale Rybactwa... wiedzę zdobywali młodzi ludzie z całej Polski. Ciągnęły ich atrakcyjne studia i praktyki morskie. Ci którzy nie dostali się na I rok, nie mieli zamkniętej drogi. Mogli - i tak też chętnie robili - popracować przez rok w ramach Ochotniczych Hufców Pracy w kołobrzeskiej Barce.
Na początku trzeba było zaliczyć pierwszy rok, gdzie zmorą dla "humanistów" były przedmioty ścisłe: matematyka, statystyka, fizyka, chemia i biochemia. Później już studiowano tylko przedmioty kierunkowe. W swoim najlepszym okresie wydział kształcił w trzech specjalnościach: ichtiologia, eksploatacja zasobów i ochrona morza; technologia żywności pochodzenia morskiego. Po kilku latach utworzono także ekonomikę i organizację gospodarki rybnej. W efekcie absolwenci zostawali mistrzami i technologami przetwórstwa rybnego na trawlerach przetwórniach, ichtiologami, kierownikami i dyrektorami z branży. Prowadzili gastronomię lub hodowali ryby.
Mocną stroną Rybactwa (tak nazywało się wydział) było zaangażowanie studentów w działalność naukową, czego odbiciem były koła naukowe. Jak napisał w krótkiej monografii prof. Juliusz Chojnacki, "był to atrakcyjny wzorzec zajęć pozaprogramowych". "Wtedy mówiło się o atmosferze i miło spędzonym czasie na słynnych obozach nad morzem (zawsze nie dalej niż 100 m od brzegu) Naukowego Koła Oceanograficznego, obozach nad jeziorami i Zalewem - Naukowego Koła Hydrochemików, czy szkoleniach i zdobywaniu kolejnych stopni wtajemniczenia w pracy i badaniach pod wodą w Studenckim Naukowym Kole Badań Podwodnych, albo specjalistycznych działaniach w terenie Naukowego Koła Systematyki Ryb, lub Naukowego Koła Akwakultury czy Technologów Żywności".
Małgorzata Winiarska, która studiowała na Rybactwie w latach 1978-83, wspomina inwentaryzację dna Jeziora Ińsko przez studentów z Naukowego Kola Badań Podwodnych. - Najpierw musieliśmy wykonać swoistą "siatkę kartograficzną" z linek, potem nurkując sprawdzaliśmy florę i faunę w wyznaczonych sektorach.
Na kolejnym obozie studenci płetwonurkowie zbudowali na dnie Bałtyku na wysokości Dziwnowa pierwszą sztuczną rafę z opon.
Nie narzekali też przyszli technolodzy żywności. Uczyli się, jak najlepiej przetworzyć lub zakonserwować ryby. Poznawali technologię nowych produktów, np. hamburgerów czy paluszków rybnych. Jedną z atrakcji na ćwiczeniach było wędzenie według naukowo wyliczonych równań.
Ale w kraju za żelazną kurtyną wielką atrakcją były zwłaszcza praktyki morskie - bałtyckie (po pierwszym roku) i dalekomorskie (po trzecim). Co prawda na oceanie czekała pod pokładem robota z oprawianiem mintaja, błękitka czy kalmara, ale potem była nagroda - zawinięcie do któregoś z wielkich portów.
Atrakcyjną wyprawę na ryby przeżył Mirosław Ciupiński, który studiował na wydziale w latach 1980-85. - Byłem na dwóch łowiskach. Najpierw na szelfie namibijskim łowiliśmy ostroboka, potem kalmary na szelfie patagońskim.
Przepłynięcie z jednego łowiska na drugie zajęło jakieś dwa tygodnie. - Mile wspominam Walvis Bay (Namibia), gdzie nasz gryfowski trawler "Kantar" stał przez jakiś czas w naprawie. Potem - po drugiej stronie Atlantyku - mogliśmy podziwiać urugwajskie Montevideo, gdzie oczywiście prawie każdy zakupił kożuch, z których słynął Urugwaj - dodaje.
Oczywiście nie samą nauką student żył. Na Rybactwie życie towarzyskie kwitło. Formy były różne, jedną z nich były wieczorne spotkania w akademikach. Zwłaszcza, gdy pokój był przepełniony „waletami" - studentami mieszkającymi na dziko. Ale kultura przybierała też bardziej wyrafinowane formy. Jedną z nich były Bale Neptuna, otrzęsiny, i wreszcie na forum ogólnouczelnianym Kultary - Dni Kultury Akademii Rolniczej. To były takie lokalne juwenalia, w które "angażowali się dziekani, rektorzy, prorektorzy – a chyba najbardziej zaciekle walczył u boku swych podopiecznych pan profesor Winnicki, pieszczotliwie zwany Winniczkiem, Dziekan Wydziału Rybactwa Morskiego" - wspomina po latach w internecie Wojciech Hawryszuk (dodajmy nierybak, ale za to znany animator kultury).
Dziś nie ma już podstaw tamtej wielkości wydziału. Bo nie ma już polskiego rybołówstwa dalekomorskiego, a rybołówstwo bałtyckie jest mocno okrojone. Zniknęły także z mapy dawne państwowe przetwórnie rybne (na szczęście samo przetwórstwo przetrwało i unowocześniło się). Od dawna nie ma też Zjednoczenia Gospodarki Rybnej i centrali handlowej Rybex. Wraz z upadkiem poprzedniego ustroju Szczecin przestał być stolicą polskiego rybołówstwa. Dawni absolwenci zmienili zawody (lub z morza poszli na bezrobocie).
Obecny wydział wraz z całą AR przeszedł do Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego. Zmienił też nazwę na Wydział Nauk o Żywności i Rybactwa. Proporcje zostały więc odwrócone na korzyść (nie tylko morskiej) żywności. I choć nie ma już dalekomorskich rejsów, pozostały inne - z ciekawymi zajęciami i praktykami - kierunki.
Marek Klasa