Piątek, 22 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Niemieckie obawy

Data publikacji: 28 stycznia 2016 r. 10:51
Ostatnia aktualizacja: 28 stycznia 2016 r. 10:51

Wydarzenia polityczne w Polsce są w Niemczech intensywnie komentowane, a szczególnie uważnie zamieszanie wokół Trybunału Konstytucyjnego.

Niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny (Bundesverfassungsgericht) cieszy się w RFN wielkim szacunkiem i jest uważany za niezwykle ważny „bezpiecznik” państwa demokratycznego, czyli element systemu demokratycznego, uniemożliwiający jego demontaż przez władzę ustawodawczą lub wykonawczą, co w przeszłości Niemiec się zdarzyło.

Rozwiązań strukturalnych, mających strzec demokracji, konstytucja RFN zawiera bardzo wiele. Na przykład prezydent RFN nie jest wybierany w wyborach powszechnych, lecz przez Zgromadzenie Narodowe, i pełni rolę wyłącznie reprezentacyjną. Uchwały Bundestagu mogą być skutecznie blokowane przez Bundesrat, izbę, w której reprezentowane są kraje związkowe, dzięki czemu mogą one w pełni kontrolować proces legislacyjny. Również formy referendalne są precyzyjnie reglamentowane.

Takie ukształtowanie systemu politycznego RFN wynika z niemieckich lęków, w których zakorzenione są traumatyczne doświadczenia historyczne. Nieustannie pamięta się tu, że dyktatura nazistowska nie zrodziła się w wyniku przewrotu lub zamachu stanu. Naziści doszli do władzy legalnie, wykorzystując niedoskonałość systemu demokratycznego Republiki Weimarskiej i brak stosownych „bezpieczników” demokracji. Potem, przez uchwalanie odpowiednich ustaw, stopniowo przejmowali władzę nad poszczególnymi organami i instytucjami państwa lub je likwidowali. Kolejnym etapem była tzw. „Gleichschaltung”, skutkiem której rozwiązali lub podporządkowali sobie wszelkie, nawet niepowiązane z polityką, instytucje pluralistycznego społeczeństwa, dziś określane mianem społeczeństwa obywatelskiego. Oznaczało to likwidację wewnętrznych struktur demokratycznych i zastąpienie ich zasadą wodzostwa przy jednoczesnym osadzaniu na ich czele własnych zwolenników. Reżim narodowosocjalistyczny na pierwszym miejscu stawiał „dobro narodu”, a nie prawo. O tym, co dobre dla narodu, decydował wódz i partia.

Pamiętni tych doświadczeń twórcy konstytucji RFN, która powstała niewiele lat po drugiej wojnie światowej, starali się stworzyć takie struktury demokratyczne, które skutecznie blokowałyby możliwość zmiany sytemu politycznego bez szerokiego konsensu społecznego, albo inaczej – likwidację demokracji przy pomocy demokracji.

Niemcy, obserwując dzisiejsze wydarzenia w Polsce z perspektywy własnych doświadczeń z przeszłości, dostrzegają pewne analogie do sytuacji ich kraju u schyłku Republiki Weimarskiej, i mają poczucie deja vu. Wrażliwi na każdą próbę podważania państwa prawa, widząc w swoim Trybunale Konstytucyjnym, faktycznie apolitycznym, „bezpiecznik” demokracji, lękają się o rozwój sytuacji w Polsce i ostrzegają przed niebezpieczeństwami, aczkolwiek nie wszyscy robią to w sposób precyzyjny, a przede wszystkim wyważony.

Oczywiście, że rzeczywistość europejska roku 2016 jest zupełnie inna niż rzeczywistość wczesnych lat trzydziestych XX wieku. Polska jest dziś krajem gospodarczo dynamicznym, członkiem Unii Europejskiej i NATO, a Niemcy ówczesne nękał kryzys gospodarczy i nie miały partnerów w demokratycznej Europie. Jednak natura ludzka jest taka sama. Dlatego warto wspomnieć słowa angielskiego filozofa polityki Johna Actona: „Każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie”.

Dla nas wszystkich lepiej byłoby, abyśmy uczyli się na błędach cudzych, a nie własnych.

Przemysław J. JACKOWSKI

* Germanista, doktor, pracownik Centrum Usługowo-Doradczego Euroregionu Pomerania dla powiatów Uckermark i Barnim w Schwedt nad Odrą

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA