Czwartek, 21 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Dyskusje nie przebiegały łatwo

Data publikacji: 08 czerwca 2017 r. 10:23
Ostatnia aktualizacja: 08 czerwca 2017 r. 10:31
Dyskusje nie przebiegały łatwo
 

– mówi Alicja Pawłowska, pierwsza opiekunka gazetki „Głos Budy” z Gimnazjum w Resku

– Pracowałam wtedy w szkole podstawowej. Gazetkę zakładali uczniowie klasy ósmej, trzech chłopaków. To był ich pomysł. Od razu zdecydowali się na tytuł „Głos Budy”. Pewnego dnia przynieśli mi gazetkę, która miała jedną stronę, żebym przeczytała i poprawiła błędy. Zapytałam, skąd mają materiały. Powiedzieli, że powycinali z gazet. U jednego chłopca w domu napisali felieton wstępny, w którym wyjaśniali, dlaczego chcą wydawać gazetkę. Spytali, czy nie chciałabym im pomóc w redagowaniu. Powiedziałam, że się na tym nie znam, ale jako nauczycielka mogę poprawić błędy, coś podpowiedzieć. Zaczęliśmy dyskutować. Zaproponowałam, żeby nie przynosili artykułów z innych gazet, jakichś humorów skądś wyciętych, że to muszą być ich własne pomysły, nawet niezbyt doskonałe, nad którymi moglibyśmy pracować. Nad pierwszym numerem pracowaliśmy już razem. Wybraliśmy tematy, o których chcieliby pisać. Nie mieliśmy komputera, drukarki.

– Dlaczego chcieli założyć gazetkę? Musiał to być trafiony pomysł, skoro „Głos Budy” istnieje już 25 lat. Powstał w 1992 roku.

– Chcieli mówić o swoich sprawach. Potem okazało się, że chcieli też wiedzieć, co na jakiś temat myślą inni uczniowie – wtedy powstała sonda szkolna, potem wymyślili wywiady z kimś ciekawym, czyli „Trzy pytania do…”, następnie informacje o bieżących wydarzeniach w szkole, a więc rubrykę „Czy wiecie, że…”, wreszcie własną listę przebojów. Raz mieli dużo pomysłów, innym razem mniej. Gdy pomysły się wyczerpywały, prosiłam polonistów o ciekawsze prace z polskiego. Przy okazji powstał kącik „Humor ze szkolnych zeszytów”. Poloniści zaczęli też przysyłać do gazetki chętnych do współpracy uczniów. Był okres, że współpracowało z nią ponad czterdzieścioro uczniów.

– Pracowała pani jako pedagog szkolny. Dlaczego zaangażowała się pani w gazetkę?

– To była propozycja uczniów. Wkrótce zorientowałam się, że jest to bardzo dobry sposób poznania ich problemów. Mogłam uczniów wysłuchać, dowiedzieć się, co myślą i co się wśród nich dzieje. Przychodzili do mnie nie tylko na spotkania redakcyjne, ale i w czasie przerw. Lepszego kontaktu jako pedagog nie mogłabym nawiązać. Wiedziałam, że mam wpływ na kształtowanie ich opinii.

– W jaki sposób?

– Poprzez dyskusje nad materiałami, które przynosili. Nie było tak, żebym coś im narzucała, brała teksty do domu i pisała po swojemu – nie. Ale dyskusje nie przebiegały łatwo. Były nawet takie osoby, które już w drzwiach wołały, że do druku ma iść wszystko tak jak jest napisane i nie wyrażają zgody na jakiekolwiek zmiany. Jakoś trzeba było z tego wybrnąć.

– Co uczniom daje praca w gazetce?

– Myślę, że bardzo wiele: po pierwsze – możliwość wypowiedzenia się, po drugie – doskonalenie języka, po trzecie – specyficzną pozycję w szkole. Redaktorzy gazetki są ważni w środowisku, mogą być lubiani bądź nie w zależności od tego, co publikują.

– Czy gazetka uczy odpowiedzialności za to, co się publikuje i jak kogoś ocenia?

– Odpowiedzialność…? Może jeszcze nie całkiem, bo teksty, które pisali, nikogo nie krytykowały, chociaż były i takie, które sprzeciwiały się niektórym posunięciom szkoły czy pewnym zachowaniom nauczycieli i wtedy był konflikt. Starałam się uczniom wytłumaczyć, że niektórych rzeczy nie przeskoczą, że po prostu jest taka sytuacja, że muszą cedzić słowa. Zresztą sama tego doświadczyłam, gdy pracowałam jako korespondent gazety regionalnej. Gdy okazało się, że moje poglądy mają się nijak do tego, co drukuje gazeta, musiałam zrezygnować, bo czułam ogromny dyskomfort. Nie jest łatwo być dziennikarzem, takim podglądaczem rzeczywistości, bo każdy człowiek ma inny sposób patrzenia na nią. W „Głosie Budy” też zdarzały się takie sytuacje, że uczniowie musieli w swoich artykułach coś zmieniać.

– Czy gazetka szkolna powinna informować o wydarzeniach w szkole, czy oceniać to, co się w niej dzieje?

– Nasza gazetka raczej informowała, niż oceniała. Była dostępna i tania, kosztowała 50 groszy, na jednej przerwie można było ją przeczytać i zabrać do domu. Kiedy rozmawiałam z rodzicami, dowiadywałam się, że jest ważna także dla nich, bo dzięki niej mogą się dowiedzieć, co dzieje się w szkole, jak ich dzieci widzą różne sprawy. Wówczas nie było jeszcze internetu ani Facebooka.

– No właśnie: dziś informacje o szkole rodzice mają w internecie. Jakie więc mają być gazetki?

– O to trzeba pytać dzisiejszych opiekunów. Ja już od 2006 roku jestem na emeryturze, trochę czasu minęło i wiele się zmieniło. Wciąż jednak uważam, że gazetka jest bardzo potrzebna, tylko dowcip polega na tym, żeby był ktoś, komu młodzież zaufa, do kogo zwróci się o pomoc i opiekę, z kim zechce pracować.

– Gazetka to musi być zespół.

– Zgrany zespół. Wśród uczniów-redaktorów znaleźli się specjaliści od felietonów, wywiadów, sportu szkolnego, informacji bieżących… Musi też być opiekun, który będzie uczniom pomagał, ale też będzie otwarty na to, by od nich się uczyć. Ja od redaktorów gazetki uczyłam się na przykład pracy na komputerze, drukowania, wysyłania e-maili.

– Co dała pani konieczność dyskutowania z uczniami o ich artykułach, poprawiania ich, adiustowania?

– To mnie naprawdę skłoniło do pisania. Wcześniej opisywałam swoje doświadczenia zawodowe, co było drukowane w różnych czasopismach pedagogicznych, ale dopiero gdy pracowałam z młodzieżą nad ich tekstami, mój warsztat literacki się pogłębił, język stał się bogatszy, bo musiałam patrzeć na świat nie tylko swoimi, lecz także ich oczyma.

– Przez wiele lat prowadziła pani w szkole samorząd, aktywnie uczestniczyła we współpracy międzynarodowej, była pani wicedyrektorem szkoły. Jakie miejsce w szkole ma gazetka, jakie znaczenie?

– Myśmy doszli do tego, że gazetka powinna być organem samorządu uczniowskiego. I tak zrobiliśmy. Chcąc pogłębić jej pracę, wymyśliliśmy wyjazdowe spotkania redakcji i samorządu. Jeździliśmy na przykład do Pobierowa na warsztaty dziennikarskie i warsztaty przygotowujące młodzież do zadań samorządowych, rozmawialiśmy, jak planować i organizować pracę w radzie samorządu uczniowskiego, jak ją oceniać. Potem to współgrało.

– Była pani pierwszą opiekunką „Głosu Budy”.

– Po mnie gazetkę przejęła nauczycielka gimnazjum pani Elżbieta Kuc. Robi to świetnie, poszerzyła zakres możliwości, może drukować gazetkę w gminie. „Głos Budy” jest teraz kolorowy, zupełnie inny niż nasza gazetka robiona metodą ręczną. Jest w niej mnóstwo zdjęć, teksty są dojrzalsze, bo piszą je gimnazjaliści. Gazetka ma sukcesy w konkursie Szkolnego Pulitzera, ma swoje wydanie internetowe.

– Czy wie pani, co robią dziś dawni dziennikarze gazetki?

– Wszyscy moi uczniowie – redaktorzy naczelni skończyli studia wyższe. Wśród absolwentów jest poetka Ania Bas, która mieszka w Warszawie i wydała tomik wierszy, jest dziewczyna, która po wyjeździe z Reska prowadziła gazetkę w szkole średniej w Szczecinie, jest rysownik, który kiedyś ręcznie wykonywał ilustracje do gazetki, a dziś jest malarzem, jest paru informatyków i filologów. Wielu redaktorów mieszka za granicą.

– Czy będzie pani na październikowym jubileuszu „Głosu Budy”?

– Będę.

Rozmawiał Bogdan Twardochleb

Fot. b.t.

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA