Wtorek, 26 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Studenci przejrzeli na oczy

Data publikacji: 14 marca 2018 r. 14:22
Ostatnia aktualizacja: 08 listopada 2018 r. 02:48
Studenci przejrzeli na oczy
 

Rozmowa z dr. Erykiem Krasuckim, historykiem z Uniwersytetu Szczecińskiego, autorem m.in. książki „Historia kręci drejdlem” o dziejach szczecińskich Żydów

– Szczeciński Marzec ’68 rozpoczął się od spotkania lokalnego oddziału Zrzeszenia Studentów Polskich w klubie „Pinokio”. W zamyśle sekretarza propagandy KW PZPR Henryka Hubera jego efektem miało być potępienie studentów warszawskich. Ostatecznie zamiast potępić szczecinianie ich wsparli. Skąd ten zwrot?

– Spotkanie miało spontaniczny charakter, nie było, w odróżnieniu do sytuacji z Uniwersytetu Warszawskiego, żadnej przygotowanej strategii. Studenci przybyli licznie na to spotkanie, które miało być poświęcone kulturze studenckiej, bo chcieli dowiedzieć się, co dzieje się w Warszawie. Gdy Henryk Huber opuścił klub, odwróciły się wektory – zamiast rezolucji potępiającej studentów w Warszawie powstała kontrrezolucja. Taka bywa dynamika wiecu. Zresztą, na początku panował nastrój zgrywy. Do Ignacego Stopnickiego, lidera protestu, krzyczano: „Czeka na ciebie klasa robotnicza” – nawiązywano w ten sposób do faktu, że przed „Pinokiem” zbierały się siły porządkowe, władza chciała bowiem zabezpieczyć sytuację. Na ok. 500 zgromadzonych 100 osób podpisało kontrrezolucję. Moim zdaniem to niemała grupa. Trzeba pamiętać, że ci, którzy to robili, podejmowali realne ryzyko, mogli spodziewać się szykan.

– Potem był wiec pod pomnikiem Adama Mickiewicza oraz protest w miasteczku akademickim Politechniki Szczecińskiej. Gdzie, jak zwraca pan uwagę, odśpiewano m.in. „Międzynarodówkę”…

– Nie wynikało to jednak z identyfikacji z ideologią komunistyczną, ale z tego, że wielu studentom bliskie były ideały socjalistyczne. Oni autentycznie się nimi przejmowali. To nie było wydarzenie o charakterze narodowościowym, miało za to wymiar formacyjny – wśród wspomnień uczestników tamtych wydarzeń, na przykład u Przemysława Fenrycha, powtarza się motyw „przejrzenia na oczy”, utraty złudzeń wobec systemu. Obok „Międzynarodówki” odśpiewano także „Mazurka Dąbrowskiego”. Rozpiętość haseł była duża. Solidaryzowano się ze studentami w Warszawie. Były postulaty obywatelskie – dotyczące wolności prasy oraz prawa do zrzeszania się. Wątpliwości metodologiczne budzą natomiast hasła antykomunistyczne, przeciwko Związkowi Radzieckiemu.

– Dlaczego?

– Ponieważ jak na tamte okoliczności były niezwykle ostre. A protestujących cechowała ogromna odpowiedzialność, bardzo dbali o to, żeby protest odbywał się w takich ramach, aby nie można było uznać go za wydarzenie antypaństwowe. Studenci nie wpuszczali do miasteczka nikogo, kogo uznali za kogoś podejrzanego – obawiali się prowokatorów, eskalacji. Być może hasła antykomunistyczne wznosili jacyś pojedynczy studenci. Być może są wymysłem esbeków, którzy chcieli „podkręcić” raporty.

– Jaki stosunek do studentów mieli inni szczecinianie?

– Tego nie zbadano. Ale warto przywołać zdarzenie z następnego dnia po spotkaniu w „Pinokiu”, gdy do robotników strajkujących w szczecińskiej stoczni udała się delegacja studentów. Została przyjęta z kompletną obojętnością. O niezrozumieniu panującym między studentami a inteligencją w tamtych czasach pisał m.in. Marian Jurczyk.

– Z miasteczka akademickiego wyszła manifestacja. Została rozpędzona.

– To było 14 marca. Do studentów w trakcie pochodu dołączyli „chłopcy z miasta”. To oni spowodowali rozruchy i to za ich sprawą sytuacja wymknęła się spod kontroli. Znaczące, że wśród osób, na których nałożono potem kary, właściwie nie ma studentów.

– Co się stało z Ignacym Stopnickim?

– Skończył studia. Tak jak jego koledzy. Brak represji wynikał właśnie z tego, że nie było haseł antypaństwowych, a protest nie wyszedł poza krąg studentów. Zwróćmy uwagę, że po 14 marca wszystko się w Szczecinie skończyło. Tliły się jeszcze pewne działania, ale już w pełni kontrolowane przez Służbę Bezpieczeństwa. Życie akademickie wróciło na utarte tory. Antoni Walaszek, pierwszy sekretarz KW PZPR, podziękował senatowi Politechniki Szczecińskiej za odpowiedzialną postawę. Szczecin został uznany za miasto, w którym problemów w 1968 roku nie było.

– Ilu Żydów musiało wyjechać ze Szczecina w wyniku nagonki antysemickiej uruchomionej po protestach?

– 820 osób – znamy tę liczbę dzięki dokumentom Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Żydzi wyjeżdżali w latach 1967-1972, apogeum tych wyjazdów przypada na rok 1969.

– Kim byli?

– Większość z nich to byli zwykli ludzie, ani z aparatu władzy, ani z nomenklatury. Przede wszystkim młodzi, tacy, którzy mieli szansę rozpocząć życie od nowa. Emigrowało kilku lekarzy związanych z Pomorską Akademią Medyczną, kilku dyrektorów. Jeśli chodzi o ludzi władzy, opisuję w książce przypadek majora Mariana Luriego z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, który wcześniej pracował w Urzędzie Bezpieczeństwa i został w wyniku czystki antysemickiej wyrzucony z pracy po czerwcu 1967 r. Jednak precyzyjne ustalenie, kim byli Żydzi, którzy emigrowali w tamtych latach ze Szczecina, wymaga jeszcze badań naukowych. ©℗

– Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Alan SASINOWSKI

Fot. Dariusz GORAJSKI

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA