Sobota, 23 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Kolarstwo. Jak maj, to matury i Wyścig Pokoju

Data publikacji: 25 maja 2019 r. 08:11
Ostatnia aktualizacja: 25 maja 2019 r. 08:11
Kolarstwo. Jak maj, to matury i Wyścig Pokoju
 

W czasach komunizmu nie było w kraju imprezy sportowej, która wzbudzałaby większe zainteresowanie, emocje, jak kolarski Wyścig Pokoju. Rozgrywany był zawsze w maju w latach 1948-2006, ale praktycznie po roku 1989 przestał pełnić rangę znaną z lat wcześniejszych.

To był wyścig rozgrywany zawsze w maju, nierozłącznie kojarzony z maturami, w którym ważne role odgrywali kolarze ze Szczecina, Nowogardu czy Stargardu. Bernard Pruski, Rajmund Zieliński, Czesław Polewiak, Wojciech Matusiak, Józef Mikołajczyk, Stanisław Labocha, Bernard Kręczyński, Zbigniew Szczepkowski, Sławomir Krawczyk i Artur Krasiński godnie reprezentowali nasz region w najważniejszej amatorskiej kolarskiej imprezie na świecie.

Jako pierwszy w roku 1957 zaprezentował się trenujący na co dzień w Stargardzie Bernard Pruski. To był świetny start naszego debiutanta, który ukończył zmagania w klasyfikacji indywidualnej na wysokim piątym miejscu. Wypadł najlepiej ze wszystkich Polaków. Później już nigdy żaden kolarz z regionu nie powtórzył tak znakomitego osiągnięcia.

Wyścig Pokoju w roku 1957 przechodził swoje apogeum. Rok wcześniej zwyciężył w nim Stanisław Królak, czym wprawił miliony Polaków w stan niespotykanej wcześniej sportowej euforii. Wyścig Pokoju nigdy wcześniej ani później nie był tak popularny, a sportowcy w nim uczestniczący tak bohaterscy.

Gomułka w loży honorowej

Wystarczy wspomnieć, że finisz ostatniego etapu w roku 1957 zaplanowano na Stadionie X-lecia w Warszawie, gdzie na sześć godzin przed walką o zwycięstwo obecnych było już ponad 100 tys. ludzi z I sekretarzem partii Władysławem Gomułką na czele.

Pochodzący z Nowogardu Rajmund Zieliński uczestniczył w Wyścigu Pokoju aż pięć razy. Wygrał trzy etapy, pięć razy był trzeci. Najlepiej poszło mu w jego czwartym starcie w roku 1965. Zajął wtedy miejsce w pierwszej dziesiątce, konkretnie dziewiąte. Jako pierwszy Polak wygrał jazdę indywidualną na czas. Nie ma w naszym regionie drugiego kolarza, który tak często rywalizował w najważniejszej wówczas kolarskiej imprezie w naszym kraju. Było to w latach 1962-66.

Wyścig Pokoju z roku 1965 na trwałe przejdzie do historii polskiego kolarstwa z tego powodu, że po raz pierwszy jazdę indywidualną na czas wygrał właśnie Polak. Był nim Rajmund Zieliński, który triumfował na trasie z Clumeca do Pardubic. Nasz kolarz nie znalazł litości dla faworytów czasówki. Za nim przyjechali na metę świetni Rosjanie: Lebiediew, Melichow, Pietrow, a także legendarny Klaus Ampler.

– Miałem ogromną satysfakcję – mówi Zieliński. – Czułem się kolarzem spełnionym. Wygrywałem już etapy na stadionie, na polskiej ziemi, ale czasówki wcześniej nie wygrał żaden Polak – nawet Stanisław Królak.

Po raz ostatni Rajmund Zieliński wystartował w Wyścigu Pokoju w roku 1966. To był wyścig szczególny, bo finisz jednego z etapów zaplanowano na stadionie Pogoni Szczecin.

– To był ostatni etap na polskiej ziemi – mówi R. Zieliński. – Chyba za bardzo chciałem wygrać. Przez całą trasę przytrafiały mi się różne przygody.

Wizyta w zakładzie odzieżowym

Po etapie z metą na stadionie Pogoni nastąpił dzień przerwy. Polscy kolarze zapraszani byli do zakładów pracy na towarzyskie spotkania.

– My byliśmy między innymi w zakładzie odzieżowym „Odra” – wspomina R. Zieliński. – Otrzymaliśmy między innymi najnowsze kurtki dżinsowe, opowiadaliśmy pracownikom załogi o wyścigu, życiu prywatnym, każdy chciał wiedzieć o nas wszystko. Co ciekawe, niektórzy moi koledzy w kieszeni darowanych kurtek znajdowali listy miłosne z adresami szczecińskich dziewcząt, które chętnie bliżej poznałyby naszych kolarzy. Ja oczywiście żadnego liściku nie dostałem, byłem już żonaty.

Czesław Polewiak z Nowogardu brał udział w Wyścigu Pokoju trzy razy. Dwa razy udało mu się stanąć na podium w wyścigu etapowym. Był godnym kontynuatorem nowogardzkich kolarskich tradycji. W roku 1966 debiutował w wielkiej kolarskiej imprezie, a jego starszy kolega z Nowogardu – Rajmund Zieliński zaliczał swój ostatni występ.

– Nasza znajomość nie miała żadnego wpływu na to, że znalazłem się w drużynie na Wyścig Pokoju – mówi Czesław Polewiak. – Każdy z nasz miał swoje zadania i musiał się z nich wywiązywać.

Premie w Goleniowie i Nowogardzie

Dla Czesława Polewiaka najważniejszy etap rozgrywany był na ziemiach polskich, a konkretnie z Koszalina do Szczecina. Było to w roku 1972.

– Nie dość, że finisz zaplanowano w Szczecinie, to jeszcze dwie lotne premie w Nowogardzie i Goleniowie, czyli w moich rodzinnych stronach – mówi Czesław Polewiak. – Oczywiście chciałem się pokazać na wszystkich ważnych dla mnie finiszach.

Polewiak wygrał lotną premię w Nowogardzie, a w Goleniowie był trzeci. Blisko czołówki jechał też ulicami Szczecina. Gdy peleton znajdował się już przy ul. Twardowskiego, nastąpiła kraksa, w której uczestniczył również Polewiak.

Wojciech Matusiak brał udział w Wyścigu Pokoju trzy razy. W roku 1970 zajął wysokie dziewiąte miejsce w klasyfikacji generalnej. Wygrał ostatni etap na ulicach Berlina w 25. rocznicę zakończenia II wojny światowej, co miało wydźwięk mocno symboliczny. W roku 1976 był już kolarzem doświadczonym i wybrano go na kapitana zespołu, którego liderem i zwycięzcą okazał się Ryszard Szurkowski.

Matusiak zdobył Berlin

Wyścig Pokoju z roku 1970 przeszedł do historii jako jeden z największych sukcesów w dziejach polskiego kolarstwa, a jego współtwórcą był między innymi kolarz Arkonii Szczecin Wojciech Matusiak. Wyścig stał pod znakiem niespotykanej wcześniej dominacji jednego zespołu.

Peletonem rządzili Polacy, którzy wygrywali jak chcieli. Triumfowali drużynowo z ogromną przewagą, a indywidualnie najlepszym okazał się Ryszard Szurkowski. Nigdy później szczeciński kolarz nie wygrywał już etapu w Wyścigu Pokoju.

– Pamiętam, że każdego dnia w każdym mieście kolarze i oficjele odwiedzali pamiątkowe miejsca, pomniki, groby i składali wiązanki kwiatów – mówi W. Matusiak. – Tak było nie tylko w tamtym roku, ale zawsze podczas każdego wyścigu.

Józef Mikołajczyk, Stanisław Labocha i Bernard Kręczyński to byli kolarze, którzy tylko raz pokazali się w Wyścigu Pokoju. Dostać się do polskiej reprezentacji w pierwszej połowie lat 70. ubiegłego wieku było bardzo ciężko, a im się to udało. Spektakularnych wyczynów nie odnotowali, ale zaznaczyli swoją obecność i ścigali się z najlepszymi amatorskimi kolarzami na świecie.

Kapitan Kręczyński

Postawa polskiej reprezentacji podczas Wyścigu Pokoju w roku 1974 przeszła do legend jako jedna z bardziej brawurowych i efektownych w całej historii polskiego kolarstwa szosowego. Polskie kolarstwo szosowe było w okresie rozkwitu. Rok wcześniej Szurkowski został mistrzem świata, a Szozda wicemistrzem, a w roku 1974 tytuł przypadł w udziale Januszowi Kowalskiemu.

Bernard Kręczyński wywodził się ze sportowej rodziny. Jego mama była siostrą Bernarda Pruskiego – pierwszego w dziejach zachodniopomorskiego kolarstwa uczestnika Wyścigu Pokoju. Wyścig Pokoju z roku 1974 przeszedł do historii z jeszcze jednego powodu. Pięciu na sześciu reprezentantów wywodziło się z klubów LZS. To był ewidentny dowód na to, że utworzenie LZS wiele lat wcześniej było znakomitym pomysłem i przynosiło spodziewane efekty.

Debiutujący w Wyścigu Pokoju Bernard Kręczyński, mając zaledwie 24 lata, został kapitanem zespołu, w którym jechali tacy kolarze, jak: Tadeusz Mytnik, Stanisław Szozda czy Józef Kaczmarek. Zwycięzcą całego wyścigu został Szozda, który jeden z etapów wygrał w Szczecinie, natomiast reprezentacja Polski wygrała klasyfikację drużynową, która przez wszystkie drużyny traktowana była bardzo prestiżowo.

W roku 1980 wystartował wychowanek LZS Nowogard Zbigniew Szczepkowski, który wyścig ukończył na 21. miejscu. Był jednym z aktywniejszych kolarzy wyścigu. W klasyfikacji na najaktywniejszego kolarza niemal do końca walczył o fioletową koszulkę z Olafem Ludwigiem z NRD. Urodzony w Nowogardzie kolarz pokazał się jeszcze podczas 40-kilometrowej jazdy na czas, w której uplasował się na 8. miejscu.

W roku 1986 wystąpił Sławomir Krawczyk, który zakończył zmagania na 23. miejscu. To był szczególny występ z tego powodu, że został zbojkotowany przez wiele zachodnich krajów z uwagi na katastrofę jądrową w Czernobylu. Nikt rozsądny i odpowiedzialny nie dopuściłby dziś do rozpoczęcia imprezy, ale w tamtym czasie żyliśmy w zupełnie innej rzeczywistości.

Informacja, która obiegła całą Europę, stała się tematem tabu w ówczesnym ZSRR i krajach bloku socjalistycznego. Zawodnicy wystartowali kilkanaście dni po katastrofie w Czernobylu. Mieli udowodnić światu, że była to drobna awaria.

Artur Krasiński zaprezentował się w dwóch wyścigach – w roku 1998 i 2002. Dwa razy stanął na podium wyścigu etapowego, wygrał klasyfikację górską i zajął trzecie miejsce w klasyfikacji aktywnych. ©℗

Wojciech PARADA

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA