W tym tygodniu swoje 80. urodziny obchodził Zygfryd Jarema, przed laty znakomity kolarz plasujący się w czołowej dziesiątce polskich szosowców i przełajowców, a obecnie - mimo pięknego wieku - nadal czynny trener Grupy Kolarskiej Piast Szczecin, której był współzałożycielem i już 13 lat zajmuje się szkoleniem.
Pracę trenerską zaczynał w Arkonii Szczecin, w której zakończył karierę zawodniczą, a w klubie tym mógł się poszczycić medalami nie tylko mistrzostw kraju, ale i mistrzostw świata. Zaczynał jako trener w 1975 roku od mocnego uderzenia, bo pracował z kadrą młodzieżową w przełajach, której trzon tworzyli Andrzej Mąkowski i Grzegorz Jaroszewski. Ten pierwszy został wicemistrzem świata, a drugi do srebra w mistrzostwach globu dorzucił jeszcze brązowy medal. Kolejne trenerskie sukcesy odnosił przez wiele lat w Gryfie Szczecin kierowanym przez Waldemara Mosbauera.
Z sympatycznym jubilatem przeprowadziliśmy wiele ciekawych rozmów, w których często dzielił się z nami złotymi myślami.
- Doba ma 24 godziny, a z tego dla mnie jest może pięć. Dziesięć procent czasu poświęcam rodzinie, a resztę sportowi. Sporo zajmują zawody, obozy, przejazdy i praca w Szczecinie, w dużej mierze z młodzieżą. Często budzę się już o czwartej rano i analizuję, tworzę, myślę, co poprawić. Nieraz jednak po sportowych wojażach wracam do domu o ósmej rano i śpię do jedenastej. Kolarstwo to moje jedyne hobby, bo choć mam też inne zainteresowania, to nie mam na nie czasu.
- Niczego nie żałuję, a jak patrzę na młodzież, to jestem dumny, bo choć nie wszyscy mogli zostać sportowymi mistrzami, to jednak dzięki kolarstwu rozwijali się fizycznie, psychicznie i emocjonalnie oraz edukowali. Zawodnikami nie zajmowałem się jedynie na treningach, ale starałem się także poznawać ich sytuację rodzinną. Dzięki temu mogłem pomóc, doradzić, a może i ustrzec od niebezpieczeństw...
- Myślę więc, że nie zasłużyłem sobie, by stawiać mi zarzut, że jedynie załapałem się na koło i udaję trenera...
(mij)