Poniedziałek, 25 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Piłka nożna. 150 meczów Frączczaka

Data publikacji: 16 grudnia 2016 r. 08:41
Ostatnia aktualizacja: 16 grudnia 2016 r. 08:41
Piłka nożna. 150 meczów Frączczaka
 

Dla Adama Frączczaka ostatni mecz w roku z Termaliką w Niecieczy będzie 150 w barwach Pogoni na poziomie ekstraklasy. Kończąca się runda była dla piłkarza Pogoni niezwykle burzliwa. Zawodnik rozpoczął sezon jako prawy obrońca, a kończy go, jako środkowy napastnik.

Zdobył już 10 goli (7 w lidze i 3 w pucharze Polski), co jest jego najlepszym osiągnięciem odkąd zasilił barwy szczecińskiego klubu, wdarł się do dziesiątki najlepszych strzelców w historii Pogoni, ale na tym nie zamierza poprzestać. Przede wszystkim chciałby z Pogonią coś osiągnąć.

- Jesteśmy w półfinale pucharu Polski, cel jest jednocześnie blisko, ale też daleko – mówi A. Frączczak. - Gram już w Pogoni sześć lat, to jak na zawodowego piłkarza dość długo, ale marzy mi się jakieś trofeum.

Ostatnimi piłkarzami pamiętającymi finał pucharu Polski w Bydgoszczy byli: Radosław Janukiewicz i Maksymilian Rogalski, z którymi bez pardonu klub rozstał się jeszcze przed zakończeniem umowy kontraktowej. Dziś w drużynie nie ma już żadnego piłkarza z tamtej drużyny.

Przychodził jako napastnik

Frączczak przychodził do Pogoni jako środkowy napastnik. W barwach III-ligowej wtedy Kotwicy Kołobrzeg w rundzie jesiennej roku 2010 zdobył 10 goli. Był nie do powstrzymania. W Pogoni jednak miejsce w ataku zajęte było dla Marcina Klatta.

Frączczak zatem już od początku swojego pobytu w Szczecinie ustawiany był na różnych pozycjach. W pierwszym poważniejszym sparringu podczas zgrupowania zimowego przeciwko Lechii Gdańsk zagrał na środku pomocy. Jako jedyny nie przestraszył się takich piłkarzy, jak: Nowak, Surma, Traore, czy Wiśniewski. Pogoń tamten sparring przegrała z kretesem 1:5 głównie złym podejściem mentalnym do tego meczu - z wyjątkiem Frączczaka.

Frączczak od samego początku sprawiał wrażenie człowieka pozbawionego kompleksów. To był jego atut, który bardzo często sprawiał, że ukrywał typowo piłkarskie wady, których piłkarz ma sporo. Może ten fakt sprawił, że niemal od samego początku swojego pobytu w Szczecinie, bez względu na to, kto był jego trenerem, to u każdego budził zaufanie i stąd może tak duża w jego wykonaniu uniwersalność.

- Wszyscy mnie zawsze pytają o te pozycje – mówi A. Frączczak. - Dziś jestem przesunięty do ataku i nie ukrywam, że to dla mnie najlepsza pozycja. Najlepiej czuję się właśnie jako napastnik, ale nie dlatego, że jestem najbliżej bramki, że mogę strzelać więcej goli. Nie tylko takie zadania mam na boisku, muszę też walczyć w defensywie, umieć przetrzymać piłkę, umieć poczekać na kolegów, którzy wychodzą do szybkiego ataku. Nie jest łatwo być dobrym napastnikiem.

Mocne nerwy

O tym, że Frączczak ma silne nerwy przekonał bardzo szybko. W swoim ósmym występie w barwach Pogoni, drużyna mierzyła się na swoim boisku z Bogdanką Łęczna. Na 10 minut przed końcem przegrywała 1:3, ale w ostatniej minucie dostała rzut karny, dzięki któremu mogła uratować punkt. Do piłki podszedł najmłodszy stażem w drużynie piłkarz i wykonał jedenastkę perfekcyjnie.

Kilka tygodni temu również wykonywał rzut karny – jeden z czterech, jakie skutecznie egzekwował podczas całej rundy. Ten w Gdańsku przeszedł jednak do historii. Piłkarz podniósł rzuconego na boisko batona, wziął dwa gryzy i odrzucił go, co spotkało się później z gigantycznym oddźwiękiem. Frączczak pokazał się jako człowiek mający dystans do siebie i różnych sytuacji na boisku.

- Gdybym wiedział, że to całe zdarzenie wywoła takie zamieszanie, to nie robiłbym tego – śmieje się piłkarz. - Nie bałem się, że cała sytuacja wyprowadzi mnie z równowagi, raczej mnie uspokoiła.

Pewniak w ataku

29-letni napastnik jest w talii trenera Moskala pewniakiem. Szkoleniowiec na tyle ceni jego grę w ataku, że nawet po kontuzji Delewa nie przesunął go na skrzydło, a wolał na tej pozycji umieścić typowego środkowego pomocnika Akahoshiego.

Tylko dwa razy wystąpił za kadencji Moskala w roli dublera. Po raz pierwszy było to w meczu z Piastem, ale w sytuacji szczególnej. Zawodnik wracał bowiem dopiero po złamaniu nosa do zdrowia. Od trzech lat był w Pogoni praktycznie niezastąpiony. Jeżeli tylko był zdrowy i nie pauzował za żółte kartki, to praktycznie był w drużynie Pogoni pewniakiem. Był nim za kadencji trenera Wdowczyka, Kociana, Michniewicza i jest nim u trenera Moskala.

Do meczu z Piastem w ciągu trzech lat rozegrał 108 spotkań i tylko raz wchodził do gry jako zmiennik. W spotkaniu z Piastem po raz drugi, a po raz pierwszy nieco ponad rok wcześniej, kiedy niejako karnie został zdegradowany do roli rezerwowego, bo wraz z Michałem Janotą spóźnił się na zbiórkę przedmeczową. Było to w meczu z Wisłą w Krakowie, a Frączczak zdołał się zrehabilitować i zdobył jedną z dwóch bramek dających drużynie remis.

- Spóźniliśmy się z Michałem Janotą na zbiórkę przed wyjazdem na stadion – wspomina A. Frączczak. - To było nieporozumienie. Wydawało nam się, że spotykamy się o 18.40, a zbiórka była wyznaczona na godzinę 18.30. Dokładnie o tej porze, czyli na 10 minut wcześniej, jak się nam wydawało udaliśmy się na zbiórkę. Spóźniliśmy się może minutę. Nie miałem jednak pretensji. Trener ustalił z nami zasady i każdy z nas musi je respektować. Brak punktualności, to brak profesjonalizmu, a to potem przekłada się na trening, mecz, sytuacje boiskowe.

Pamiętne mecze z Lechem i Legią

Frączczak po meczu w Niecieczy będzie miał już na koncie 150 meczów w barwach Pogoni na poziomie ekstraklasy. Tak się składało, że szczególnie dobrze wypadał w meczach dla szczecińskich kibiców bardzo prestiżowych: z Legią i Lechem.

- Na pewno dobrze wspominam wygrane mecze z Lechem i Legią. To dwa najsilniejsze polskie kluby i wygrana z każdym z nich ma wyjątkową wartość. Z Lechem wygraliśmy w Poznaniu po kilkunastu latach, a ja strzeliłem bramkę. Podobnie było z Legią dwa lata temu. Pierwsze zwycięstwo nad tą drużyną w XXI wieku i mój gol.

Później Frączczak rozegrał jeszcze jeden wyjątkowy mecz przeciwko Legii. Dwa miesiące temu strzelił tej drużynie dwa gole i była to jedyna porażka Legii z polskim zespołem odkąd zespół mistrzów Polski przejął Jacek Magiera. W piątek zdaniem piłkarza kłopotów z mobilizacją też nie powinno być.

- Gramy ostatni mecz w roku – ocenił piłkarz. - Tak jak go rozegramy i jaki osiągniemy wynik, w takiej atmosferze przebiegać będą całe przygotowania. Również osoba trenera Michniewicza dodaje całej rywalizacji dodatkowego smaczku. Gdybym ja był na miejscu piłkarzy Termaliki, to bardzo chciałbym się zrewanżować za porażkę 0:5. ©℗ Wojciech Parada

Fot. R. Pakieser

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA