13 czerwca 2001 roku, czyli równo 19 lat temu Pogoń rozegrała ostatni mecz sezonu, w którym wywalczyła tytuł wicemistrza Polski. To był bardzo burzliwy sezon, w którym przez długi czas była szansa nawet na zdobycie tytułu. Niestety, tarcia urzędników miejskich z Sabri Bekdasem, niespełnione w umowach obietnice spowodowały, że z każdym miesiącem atmosfera sukcesu gasła.
Tytuł wicemistrzowski w takich okolicznościach należy po latach uznać za duże osiągniecie. Dziś przy rządach Jarosława Mroczka jest absolutnie poza jakimkolwiek zasięgiem. Pogoń w ostatnim meczu sezonu 2000/01 pokonała w Olsztynie miejscowy Stomil 1:0 (1:0) po golu Kameruńczyka Ferdinanda Chi Fona.
W meczu tym wystąpiło aż pięciu rodowitych szczecinian: Radosław Majdan. Marek Walburg, Paweł Drumlak i Maciej Kaczorowski w wyjściowym składzie i Tomasz Podobas jako zmiennik. Dla tego ostatniego był to debiut i jednocześnie jedyny występ na boiskach ekstraklasy. Bardzo symboliczny, bo trwający zaledwie jedną minutę. Cała piątka rodowitych szczecinian może się jednak pochwalić wywalczeniem wicemistrzostwa Polski.
Pod koniec rundy jesiennej roku 1999 doszło do podpisania trójstronnej umowy Miasta, Pogoni Szczecin i Sabri Bekdasa. Turecki inwestor stał się właścicielem klubu i od tamtej pory mógł z nim zrobić praktycznie wszystko co tylko chciał. Nikt wtedy nie zakładał czarnego scenariusza, każdy raczej rysował kolorowe perspektywy włącznie z grą w Lidze Mistrzów.
5 mln złotych zadłużenia
Mówimy o klubie, który przed przejęciem przez Sabri Bekdasa był praktycznie jedną nogą na skraju bankructwa. Sabri Bekdas też miał mocarstwowe zapędy, ale najpierw sumiennie realizował postanowienia umowy, czyli spłacał zadłużenie i podpisał z piłkarzami nowe kontrakty. Zadłużenie sięgało już ponad 5 mln zł, Sabri Bekdas spłacił je w trzech transzach już w pierwszym półroczu. Nie było w Pogoni piłkarza, który nie przyjął zaproponowanych nowych warunków.
Sabri Bekdas mocno się angażował w sportowy projekt, ale od samego początku nie ukrywał, że celem jego wizyty w Szczecinie jest biznes i to na szeroką skalę. Wtedy w Szczecinie nie było jeszcze centrów handlowych takich, jak Galaxy, czy Kaskada. Sabri Bekdas chciał coś takiego stworzyć na terenach przyległych do stadionu. Miał swój plan, a od miasta otrzymał obietnice otrzymania terenów wokół stadionu wraz z tymi, na których obecnie znajdują się ogródki działkowe.
Tam miało powstać wielkie centrum handlowe, ale nie tylko. Miała powstać też hala sportowa na 3 tys. miejsc i inne miejsca sportowo-rekreacyjne. Turecki biznesmen zamierzał przeznaczyć na inwestycje ponad 100 mln dol. O tym, że nie były to zwykłe przechwałki, może świadczyć rozmach, z jakim działał w Warszawie. W latach 90 ubiegłego wieku stał się niejako rekinem w dziedzinie inwestycji. Wygrywał przetargi z łatwością, przebijał konkurentów bez trudu i realizował własne budowlane wizje. Miasto jednak nigdy ze swoich obietnic się nie wywiązało i obiecanych terenów Bekdasowi nie przekazało.
W przerwie zimowej sezonu 1999/00 Pogoń pozyskała tylko jednego piłkarza. Do drużyny przyszedł Dariusz Dźwigała, a trener Albin Mikulski domagał się kolejnych wzmocnień. Na swojej liście umieścił kilka nazwisk z krajowego wówczas topu, między innymi Arkadiusza Bąka, Tomasza Wieszczyckiego (obaj Polonia Warszawa), czy Krzysztofa Bizackiego (Ruch Chorzów).
Najpierw zaległości, potem transfery
Dla Sabri Bekdasa w pierwszej kolejności była jednak spłata zadłużenia, a dopiero w następnej budowa silniejszej drużyny, która rozpoczęła się latem 2000 roku. Sabri Bekdas po przejęciu Pogoni stał się osobą znaną w całym kraju. Nagle wszyscy dowiedzieli się, że jest to biznesmen działający z dużym rozmachem.
Prawą ręką Sabri Bekdasa od spraw sportowych był Janusz Wójcik, ale najbliższym i najbardziej zaufanym współpracownikiem był Lubomir Dyś. W latach 1986-91 był polskim konsulem w Stambule i tam obaj panowie bardzo dobrze się poznali. Ludomir Dyś miał nienaganne maniery, wysoką kulturę, znakomicie kierował rozmową, umiał znaleźć język z każdym. W Szczecinie jednak mu się to nie udało.
W przerwie letniej roku 2000 nastąpiła w Pogoni największa rewolucja kadrowa w dziejach szczecińskiego klubu. Sabri Bekdas po ponad półrocznych rządach postanowił realizować kolejne obietnice. Ściągnął do szczecińskiego klubu 13 piłkarzy – każdy z nich z uznaną renomą i wielu z reprezentacyjną przeszłością.
Drużyna z nowymi piłkarzami szybko zaczęła dominować na krajowym podwórku, a szczecińscy kibice dobre wyniki przyjmowali z euforią. Sabri Bekdas działał z dużym rozmachem, a po Polsce szybko rozchodziła się wieść, że turecki biznesmen jest bardzo hojny i mocno zaangażowany w sportowy projekt.
Do Pogoni trafiali uznani piłkarze, ale raczej nie tacy, którzy w Legii, czy Wiśle odgrywali wiodące role. Takimi byli między innymi w Legii: Cezary Kucharski, Marcin Mięciel, czy Sylwester Czereszewski. Oni też byli wstępnie zainteresowani przejściem do Pogoni, mieli już nawet przygotowane umowy, ale ostatecznie pozostali w Warszawie po tym, jak Legia wyraziła chęć budowania drużyny w oparciu właśnie o nich.
Wójcik zyskał zaufanie
Osobą odpowiedzialną za transfery był Janusz Wójcik. Sabri Bekdas początkowo ufał mu bezgranicznie. Wiedział, że były selekcjoner piłkarskiej reprezentacji Polski ma znakomite rozeznanie i tak skonstruuje zespół, by ten walczył o mistrzostwo Polski.
Janusz Wójcik miał zostać trenerem i miał już przygotowany kontrakt. Ostatecznie jednak go nie podpisał. W kuluarach mówiło się, że Wójcik nadwyrężył zaufanie Sabri Bekdasa. Jego negocjacje z piłkarzami odbywały się w dwuznacznych okolicznościach. Kulisy tych rozmów docierały do Bekdasa, który uznał, że Wójcik nie był lojalny i nie zasługuje na to, by być trenerem w jego klubie.
Pogoń była wtedy klubem, który był w stanie zaoferować najwięcej nie tylko piłkarzom, ale również trenerom. Na kilka dni przed inauguracyjnym meczem z GKS w Katowicach funkcję trenera objął Edward Lorens, który prywatnie był zaciekłym wrogiem Janusza Wójcika. Do pracy w charakterze kierownika drużyny wrócił natomiast Leszek Pokorski.
Sabri Bekdas mocno się zawiódł na współpracy z Januszem Wójcikiem. Od tamtej pory coraz częściej otaczał się własnymi rodakami. Nie ufał też Lorensowi. Do roli trenera koordynatora zatrudnił swojego rodaka Omara Kanera. Był on w klubie jedynie figurantem. Można powiedzieć, że jego rola sprowadzała się do tego, że miał możliwość wejścia do szatni, obserwowania wszystkiego co tam się dzieje i być może relacjonował wszystko Sabri Bekdasowi.
13 nowych piłkarzy
Pogoń w przerwie letniej pozyskała aż 13 piłkarzy, ale to wcale nie znaczy, że całkowicie zatraciła szczecińską tożsamość. Wcale nie, dużo było piłkarzy przez lata związanych ze szczecińskim klubem: Radosław Majdan, Dariusz Szubert, Bartosz Ława, Robert Dymkowski, czy Paweł Drumlak byli wiodącymi piłkarzami w drużynie, bardzo ważnymi i wygrywającymi rywalizację z piłkarzami sprowadzonymi z innych klubów.
Drumlak właśnie wtedy miał swój najlepszy okres gry. Nie dość, że sprowadzony na jego pozycję Sergiusz Wiechowski nie miał najmniejszych szans na wygranie rywalizacji, to pod nieobecność Drumlaka, gra całej Pogoni stawała się zdecydowanie gorsza.
30-letni Robert Dymkowski natomiast nie wystraszył się rywalizacji z o rok młodszym i zdecydowanie bardziej utytułowanym Grzegorzem Mielcarskim. Były reprezentant kraju, srebrny medalista olimpijski z Barcelony był najlepiej zarabiającym piłkarzem w Pogoni, a przez wiele meczów zaledwie rezerwowym. Mielcarski przechodził do Pogoni jako piłkarz z ligi hiszpańskiej, jako uczestnik Ligi Mistrzów, wielokrotny mistrz Portugalii, gracz słynnego Porto. W Pogoni częściej jednak przegrywał rywalizację z Dymkowskim.
Pogoń jesienią 2000 roku była klubem, wokół którego pojawiało się mnóstwo różnych ludzi: menadżerów, podpowiadaczy, doradców. Każdy wiedział, że klubem rządzi człowiek, który nie ogranicza środków, a przy tym ma dość mgliste pojęcie o futbolu.
Przyjechał król
Do Pogoni niemal codziennie przyjeżdżali menadżerowie wraz ze swoimi zawodnikami – kilku z nich nawet mających dość bogate piłkarskie CV. Pogoń na jednego z nich nawet się skusiła i trzeba przyznać, że pod względem piłkarskich osiągnięć trudno będzie w przyszłości komuś przebić Olega Salenkę.
To był król strzelców finałowego turnieju mistrzostw świata z roku 1994, a więc zaledwie 6 lat wcześniej. Miał 31 lat, więc nie był jeszcze piłkarskim emerytem. Do Szczecina przyjechał jednak kompletnie nieprzygotowany, a co gorsza nie miał absolutnie zamiaru poddać się treningowemu reżimowi.
Podpisał dość lukratywny kontrakt, ale sam zdawał sobie sprawę, że nie jest gotowy do gry. Na treningach z trudem wytrzymywał obciążenia, na boisku w meczu ligowym pojawił się tylko raz – w końcówce kończącego rundę jesienną meczu ze Stomilem Olsztyn.
Jak to możliwe, że tak utytułowany piłkarz, a jednocześnie tak fatalnie zaniedbany fizycznie trafił do Szczecina, podpisał kontrakt i zagrał w meczu ligowym ? Otóż Salenko był wtedy piłkarzem tureckiego Istanbulspor. Był już cieniem piłkarza grającego podczas mistrzostw świata, w ciągu trzech lat rozegrał zaledwie 18 spotkań, został następnie wypożyczony do hiszpańskiej Cordoby, w której w ciągu roku zagrał zaledwie trzy razy.
Sabri Bekdasa z prezesem Istanbulsporu łączyły nie tylko więzi przyjaźni, obaj robili też interesy. Przyjście Salenki na krótki okres do Pogoni, to był ewidentnie pewnego rodzaju interes dwóch tureckich biznesmenów, jednak ze sportem niewiele to miało wspólnego. Działanie typowo marketingowe. Do historii jednak przeszedł fakt, że w klubie zagrał król strzelców mistrzostw świata.
Wiosną 2001 roku sytuacja w klubie była taka, że nikt nie miał już wątpliwości, że na linii klub – miasto narastał konflikt i trudno było oczekiwać, że zostanie zażegnany. Miasto nie wywiązywało się z wcześniejszych postanowień umowy. Nie przekazało Sabri Bekdasowi obiecanych terenów wokół stadionu przeznaczonych na komercyjne inwestycje. Mało tego, miasto nie miało żadnego planu na uwłaszczenie działkowców, którzy na swoim terenie przebywają do dziś.
Strajk przed treningiem
Sabri Bekdas zniecierpliwiony przeciągającymi się procedurami postanowił wycofywać się ze sportowego projektu. Pierwszy tego objaw mieliśmy podczas inauguracji okresu przygotowawczego. Piłkarze Pogoni zebrali się w szatni, ale tylko po to, by zakomunikować, że nie wyjdą na trening do momentu, jak nie zostaną im wypłacone zaległe pieniądze.
Sabri Bekdas widząc, że miasto nie ma uczciwych zamiarów, postanowił wstrzymać finansowanie. Sytuacja stawała się dramatyczna. Również z tego powodu, że drużyna już na początku okresu przygotowawczego miała wyjechać na silnie obsadzony międzynarodowy turniej piłkarski do tureckiej Antalyi.
Tam portowcy mieli spotkać się z takimi drużynami, jak Werder Brema i Galatasaray Stambuł, mieli również rozegrać sparringowy mecz z Fenerbahce Stambuł. To nie miało jednak nic wspólnego z dobrze zaplanowanym okresem przygotowawczym. Plan był taki, by pokazać piłkarskiej Europie klub z Polski i ich czołowych piłkarzy i tym samym zainteresować nimi potencjalnych kupców.
Sabri Bekdas myślał o transferach swoich najlepszych piłkarzy, ale po raz pierwszy przekonał się, że nie jest to takie proste. Turniej w Antalyi miał swoją rangę, rozgrywany był przez wiele lat, a mecze bezpośrednio transmitował Eurosport. Aby zagrać w tak dobrze obsadzonym turnieju, trzeba było nieźle zapłacić i Sabri Bekdas wyłożył gotówkę. Potem okazało się, że zupełnie niepotrzebnie.
Pogoni w dobrym przygotowaniu to nie pomogło, a żaden klub nie zainteresował się żadnym piłkarzem Pogoni. Portowcy w pierwszym meczu turnieju zremisowali z Werderem Brema 0:0 i trzeba przyznać, że spisali się całkiem dobrze, natomiast w drugim spotkaniu zostali rozgromieni przez Galatasaray, przegrywając z nim aż 1:6.
Kolejne wzmocnienia
Sabri Bekdas nie miał już serca do piłkarskiego projektu, ale szkoda mu było burzyć to wszystko, co w bardzo krótkim czasie zbudował. Między innymi dlatego postanowił w przerwie zimowej drużynie jeszcze bardziej wzmocnić. Do składu dołączyło trzech piłkarzy – każdy o innej charakterystyce i pozyskany z innego klucza.
Jerzy Podbrożny miał już 34 lata i wydawało się, że najlepsze lata gry za sobą. Był cztery razy mistrzem Polski, dwa razy królem strzelców, ale pod koniec kariery stał się piłkarzem o zupełnie innej charakterystyce. Do Pogoni przeszedł z Zagłębia Lubin, gdzie trafił po dwuletnim pobycie w Chicago Fire, gdzie też wywalczył mistrzostwo kraju.
To już nie był piłkarz wykańczający akcje, ale bardziej je kreujący. Nie był zawodnikiem ustawionym najbliżej bramki rywala, ale takim raczej wolnym elektronem, poruszającym się między dwoma formacjami: atakiem i pomocą. Z nowej roli wywiązywał się znakomicie i dlatego chciał go mieć w swojej drużynie trener Edward Lorens.
Co ciekawe, to właśnie Podbrożny był najlepszym piłkarzem Pogoni w przegranym meczu z Galatasaray podczas zimowego zgrupowania w Turcji, ale jego wiek absolutnie nie zachęcał potencjalnych kupców. Pogoń miała wtedy dobrych, klasowych piłkarzy, ale niemal wszyscy byli dość poważnie zaawansowani wiekowo. Szanse na sprzedanie jakiegokolwiek były z tego powodu minimalne.
Doszło nawet do sytuacji zupełnie odwrotnej. To Pogoń wykupiła z Werderu Brema polskiego piłkarza – Jacka Chańko, który nie przebił się w Bundeslidze, zagrał w niemieckim klubie zaledwie pięć spotkań, a do Pogoni przyszedł po to, by się odbudować. Przyszłość pokazała, że również Pogoń była dla niego zbyt dużym wyzwaniem.
Sezon 2001/02 rozgrywany był w polskiej ekstraklasie z podziałem na grupy. Cztery pierwsze zespoły awansowały do mistrzowskiej, a cztery najsłabsze do grupy spadkowej. Po raz pierwszy w historii polskiego futbolu doszło do kuriozalnej sytuacji, że niektóre drużyny nie rozegrały ze sobą ani jednego spotkania, a były takie, które mierzyły się ze sobą aż cztery razy. Przykładowo Pogoń grała aż cztery razy z Legią Warszawa, ale za to ani razu z Górnikiem Zabrze, czy Widzewem Łódź. Nie było derbów Górnika z Ruchem, czy szlagierów Widzewa z Legią i Górnika z Legią.
Odeszło 10 piłkarzy
Pogoń przystępowała do sezonu w glorii wicemistrza Polski, ale nikt nie traktował już Pogoni, jako piłkarskiego rekina, chcącego pożreć całą polską ekstraklasę. W przerwie letniej drużynę opuściło aż 10 ważnych, lub bardzo ważnych piłkarzy. Mimo to w drużynie wciąż pozostało kilkunastu wysokiej klasy piłkarzy, którzy gwarantowali poziom górnej połowy tabeli.
Z każdym z nich renegocjowane zostały umowy. Piłkarze nie mieli już zagwarantowanych takich kroci, jak w poprzednim sezonie, ale Pogoń to był wciąż klub oferujący na polskim rynku jedne z wyższych zarobków. To dlatego w przerwie letniej trenował z zespołem między innymi reprezentant Turcji Hakan Bayaraktar, który ostatecznie nie został w Pogoni, a kolejne trzy sezony spędził w jednym z tureckich potentatów – Fenerbahce.
Z Pogoni odszedł między innymi Grzegorz Mielcarski. W Pogoni był zdecydowanie najlepiej zarabiającym piłkarzem. Sabri Bekdas podpisał z nim roczną umowę opiewającą na sumę 400 tys marek. Tylko za taką kwotę były reprezentant Polski zgodził się wrócić do ligi polskiej z dalekiej Hiszpanii.
Na kolejny rok Sabri Bekdas zaproponował Mielcarskiemu kontrakt na sumę 350 tys marek, ale piłkarz zażyczył sobie podwyżki i umowy na 500 tys marek rocznie. Turecki biznesmen gdy usłyszał o kwocie proponowanej przez piłkarza, to zakończył negocjacje.
Sabri Bekdas lubił opowiadać o pieniądzach, jakie płacił swoim piłkarzom. Wyjawił między innymi, ile zarabiał Radosław Majdan. Według słów Bekdasa miał otrzymywać 150 tys marek za sezon, podczas gdy turecki Goztepe, do którego został wypożyczony zaoferował mu dokładnie dwa razy więcej.
Ostatni wielki mecz
Pogoń była pierwszym polskim klubem, który zapewnił sobie awans do grupy mistrzowskiej, a uczynił to w efektowny sposób na boisku we Wrocławiu. Rozgromił Śląska na jego boisku aż 4:0 prezentując najlepszy futbol od wielu miesięcy. Mało tego, skład drużyny był wtedy idealnie dobrany. Była odpowiednia równowaga piłkarzy doświadczonych i młodych, piłkarzy sprowadzonych i wychowanków, lub graczy z regionu.
Nie była to jednak przemyślana polityka kadrowa klubu, który ewidentnie pozbywał się co bardziej wartościowych piłkarzy, aby chociaż zminimalizować straty z tytułu niezapłaconych pensji i kontraktów. Dochodziło do kuriozalnych sytuacji. Dariusz Gęsior i Jerzy Podbrożny na początku listopada 2001 roku grali swoje pożegnalne mecze w barwach Pogoni, by po dwóch tygodniach wystąpić w Szczecinie ponownie, ale już jako gracze Amiki.
Wtedy nie obowiązywały jeszcze okienka transferowe. Zmieniać kluby można było w każdej chwili. Amica postanowiła sprowadzić dwóch wiekowych i bardzo doświadczonych graczy Pogoni, bo właśnie oni mieli decydujący wpływ na poczynania drużyny.
Wielki sen o piłkarskiej potędze zakończył się meczem ze Śląskiem we Wrocławiu w listopadzie 2001 roku, w którym Pogoń jako pierwsza w ekstraklasie zapewniła sobie awans do grupy mistrzowskiej. Wtedy Pogoń pod rządami Sabri Bekdasa rozegrała ostatni mecz na bardzo wysokim poziomie i wtedy zapewniła sobie miejsce w górnej ósemce tabeli, a co za tym idzie utrzymała się w ekstraklasie. W kolejnym sezonie właścicielem klubu był już Les Gondor, a Pogoń z hukiem spadła z ekstraklasy. ©℗ Wojciech Parada