Sobota, 23 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Piłka nożna. Kiedyś Pogoń ograła Legię 4:0

Data publikacji: 09 kwietnia 2016 r. 15:16
Ostatnia aktualizacja: 09 kwietnia 2016 r. 17:09
Piłka nożna. Kiedyś Pogoń ograła Legię 4:0
 

Sobotni mecz Pogoni z Legią kończy zasadniczą część sezonu (początek, g. 18). Spotkanie wywołało w Szczecinie ogromne zainteresowanie.

Już na cztery godziny przed rozpoczęciem spotkania zakończyła się sprzedaż On-line. W kasach i punktach sprzedaży pozostało niecałe 400 biletów na sektor 15 (30 zł) i VIP silver (150 zł.). 

Legia Warszawa jest klubem, z którym piłkarze Pogoni rozegrali najwięcej spotkań w ekstraklasie. Wygrywała jednak w co ósmym spotkaniu, a na wyjeździe w co dziesiątym. To Legia była zawsze faworytem potyczek pomiędzy obu ekipami - nawet w czasach, kiedy portowcy byli wyżej w tabeli.

Pogoń po raz pierwszy podejmowała Legię 26 lipca 1959 roku. Była to ostatnia kolejka pierwszej rundy sezonu. Szczecinianie rozpoczęli od mocnego uderzenia. Już w 3 min. gola strzelił Henryk Kalinowski, ale później na boisku dominowała już Legia, która po bramkach Błażejewskiego i Gadeckiego wygrała 2:1.

Również w rewanżu zdecydowanie więcej szans na wygraną dawano Legii. To była ostatnia kolejka spotkań, która miała pogrążyć Pogoń, znajdującą się na przedostatnim miejscu w tabeli.

Legia w przypadku zwycięstwa miała szansę zająć trzecie miejsce. Na boisku działy się dziwne rzeczy. W końcówce pierwszej połowy dwa gole dla szczecinian zdobył 17 letni wówczas Marian Kielec. Po przerwie dołożył jeszcze jedną bramkę, a wynik na 4:0 ustalił Roman Jaworski.

Pomogły wojskowe radiostacje

Wyprzedzająca Pogoń o jeden punkt Cracovia przegrała z mającym już zapewniony tytuł mistrza Polski Górnikiem Zabrze 0:1. Oznaczało to, że szczecinianie w inauguracyjnym sezonie na boiskach ekstraklasy utrzymali się po zaskakującej wygranej w Warszawie.

- Legia grała wtedy w najsilniejszym składzie - przypomina Teodor Jabłonowski, obrońca Pogoni Szczecin. - Na obronie między innymi Edmund Zientara, a w ataku Lucjan Brychczy.
 

Legia miała fatalną końcówkę sezonu. Na cztery kolejki przed końcem przegrała w Zabrzu z Górnikiem 0:1 i praktycznie straciła szanse na mistrzowską koronę. W kolejnych trzech spotkaniach wojskowi wywalczyli tylko punkt.

- Wtedy jeszcze telefony nie były tak powszechne, jak dziś - kontynuuje T. Jabłonowski. - O komórkach nikt wtedy nie myślał. Nasi działacze zaopatrzeni byli w wojskowe radiostacje, dzięki czemu wiedzieli, jaka jest sytuacja na boisku w Krakowie.

Wielki dzień Kielca

15 listopada 1959 roku, to był wielki dzień Mariana Kielca. Zdobyć trzy gole na Łazienkowskiej w wieku 17 lat, to wyczyn, jakiego chyba nie dokonał żaden inny polski piłkarz.

- To był ostatni mecz sezonu, ale długo w Polsce jeszcze o tym się mówiło - wspomina T. Jabłonowski. - Kielca chwalili wszyscy, włącznie z uznawanym wtedy za najlepszego polskiego obrońcę, Stanisławem Oślizło z Górnika Zabrze.

Pogoń nigdy już później nie ograła Legii tak wysoko. W pierwszej połowie lat 60 szczecinianie przegrywała z kretesem, tracąc po trzy, lub cztery gole w meczu. Prawdziwym katem portowców był wspomniany Brychczy.

- W kolejnym sezonie, w roku 1960 podejmowaliśmy Legię również pod koniec pierwszej rundy - kontynuuje T. Jabłonowski. - Tamten mecz zapamiętałem dobrze, bo „Kici", jak nazywano Brychczego mocno dał mi się we znaki.


Hat trick Brychczego

Szczecinianie rozpoczęli znakomicie. W 20 min. prowadzenie uzyskał Rafał Anioła, ale później znów do głosu doszła Legia. Wygrała 4:1, a hat trickiem popisał się Brychczy.

- Miałem z nim olbrzymie problemy - kontynuuje Jabłonowski. - Próbowałem mu nawet na boisku grozić, ale nic to nie dało.

Pogoń była bliska pierwszej wygranej na własnym boisku 24 marca 1963 roku. To był pierwszy występ portowców na własnym boisku po przerwie zimowej.

W drużynie Legii występowali dwaj późniejsi trenerzy reprezentacji Polski: Antoni Piechniczek i Henryk Apostel. Gol Jerzego Krzystolika dał portowcom prowadzenie, które utrzymywało się do 75 min. Wtedy wyrównał Krajczy.

W roku 1966 portowcy awansowali do ekstraklasy, a w Warszawie zdołali bezbramkowo zremisować.

- Legia miała słaby początek sezonu - wspomina bramkarz portowców, Wojciech Frączczak. - Przed remisem z nami nie wygrała kilku spotkań z rzędu, przegrała między innymi z najsłabszą w ekstraklasie Cracovią. Gdybyśmy zagrali odważniej, to mogliśmy wygrać.

Premierowa wygrana w Szczecinie

Wiosną 1967 portowcy wyciągnęli wnioski i zagrali z większym impetem. Pokonali Legię 2:0 po bramkach Jerzego Krzystolika i Mariana Kielca, odnosząc pierwsze zwycięstwo z warszawską drużyną na własnym boisku.
 

Mecz z roku 1967 był historyczny z jeszcze jednego powodu. Wtedy szczecińska publiczność po raz pierwszy mogła podziwiać w barwach warszawskiej ekipy dwóch 20 - latków: Roberta Gadochę i Kazimierza Deynę - później legendarnych piłkarzy reprezentacji Polski i czołowych piłkarzy Europy na swoich pozycjach.

4 czerwca 1969 roku Legia podejmowała Pogoń w przedostatnim meczu sezonu, w którym warszawska drużyna przełamała hegemonię śląskich klubów i wywalczyła swój trzeci mistrzowski tytuł - po 13 latach przerwy.
 

Legia w swoim ostatnim meczu sezonu przed własną publicznością rozgromiła portowców aż 6:0 i była to najwyższa wygrana Legii z Pogonią w historii wzajemnych kontaktów. Gospodarze prowadzili już 5:0, kiedy Bogdan Białek popełnił faul poza polem karnym. Deyna w swoim stylu zdobył gola bezpośrednio z rzutu wolnego, ale sędzia kazał rzut wolny powtórzyć.

- Deyna zrobił dokładnie to samo, co wcześniej - wspomina Bogdan Maślanka, który grał w tamtym meczu. - Strzelił w ten sam róg i dokładnie w to samo miejsce. Spojrzeliśmy tylko na siebie i parsknęliśmy śmiechem.

Dla Bogdana Białka był to jedyny występ w sezonie, zakończony puszczeniem aż sześciu goli. ©℗ Wojciech Parada

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

To dziwne..
2016-04-09 16:57:30
Wszystko teraz w pilce nieporownywalne.sprzed,autobusy,pilki i inna gra tez.jedno co jakby gorsze to wlasnie rzuty wolne.Takich jak Deyna, jarek z Opola ,Ernest Pohl z Zabrza ,Kalet z Olimpii Poznan jakos nie ma.Malo, nawet asom miedzynarodowym daleko do np. Deyny. Co roku wysylal nas szef Kosobucki na zimowy oboz do Bulgarii.Bylismy tylko tymi co czasem tam tylko podziwialismy CSKA Sofia bo grac z nami im nie wypadalo..?!.Nie zapomne ich strzelca rzutu wolnego z tego klubu i nawet zapamietalem nazwisko-Zekow.Rzut wolny byl z 17 m co przy dobrze ustawionym murze zdobyciem gola nie grozi.Ale nie u tego Zekowa..Otoz uderzal pilke zupelnie podobnie jak ci co graja w bilard.Podcinal tak ze pilka leciala lukiem wysoko nad murem spadajac naprawde pod poprzeczke .Cos niesamowitego.Teraz nawet Messi i inni tego juz nie potrafia co widac bylo w ostatnich derbach Barca- Real..Ciekawe dlaczego!
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA