Na jednym z ostatnich meczów piłkarskich Świtu Skolwin, który na kilka kolejek przed końcem rozgrywek wywalczył awans do II ligi, spotkaliśmy dwóch byłych piłkarzy tego szczecińskiego klubu, przyjaciół z boiska Jerzego Krzystolika i Tadeusza Górala, którzy na stadionie przy ul. Stołczyńskiej grali na początku lat 50-tych ubiegłego wieku, gdy Świt się dopiero tworzył, a wcześniej miał nazwę Unia...
Jerzy Krzystolik przyjechał na Ziemie Odzyskane ze Śląska jako dziecko, a zasłynął z występów w Pogoni Szczecin jako lewoskrzydłowy, co nie przeszkodziło mu w ukończeniu Pomorskiej Akademii Medycznej i zostaniu laryngologiem. Ponad pięćdziesiąt lat temu wyjechał do USA, by grać w polonijnym klubie Orzeł Chicago.
- Z sentymentem wspominam grę w Świcie, a mieliśmy tam bardzo ciekawą drużynę, bo na boisko wychodził inżynier, a także nauczyciel - opowiada J. Krzystolik. - Trafiłem do Szczecina, bo mój tata pracował w papierni na Górnym Śląsku i został służbowo przeniesiony do Szczecina, by uruchomić Papiernię Skolwin, która przed wojną była drugim zakładem tej branży w całych Niemczech. Ojciec pojechał najpierw ze starszymi braćmi, a w 1950 roku dołączyłem do nich z mamą i jako 10-latek zacząłem grać w Unii, czyli dzisiejszym Świcie, do którego cały czas mam sentyment. Dodam, że wcześniej naszym idolem na Skolwinie był mój starszy brat Świętej Pamięci Janusz i do dziś nie wiem, czemu nie zrobił piłkarskiej kariery...
- Jako dziecko zacząłem grać w trampkarzach Świtu, w czasach gdy klub się dopiero tworzył i występowałem w tej drużynie aż do 32. roku życia - opowiada 89-letni dziś Tadeusz Góral. - Po zakończeniu piłkarskiej kariery nie widziałem się w roli działacza, ale zostałem... działkowiczem i pasji tej jestem wierny do dziś, ale na stadion Świtu z przyjemnością przychodzę jako kibic. ©℗
(mij)