Sobota, 23 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Siatkówka. Mama w reprezentacji

Data publikacji: 17 grudnia 2015 r. 12:39
Ostatnia aktualizacja: 17 grudnia 2015 r. 12:40
Siatkówka. Mama w reprezentacji
 

35 letnia kapitan drużyny Chemika Police Aleksandra Jagieło wróciła do reprezentacji Polski po pięciu latach przerwy. Wkrótce rozpocznie z drużyną bój o igrzyska w Rio de Janeiro. Do reprezentacji po raz pierwszy trafiła, jako mama.

- Ponad pięć lat minęło od pani ostatniego występu w reprezentacji i nic nie wskazywało na to, że znów panią zobaczymy w narodowym zespole. Co się stało, że po raz kolejny podjęła pani to wyzwanie?

- Faktycznie, po raz ostatni zagrałam w reprezentacji pięć lat temu, na mistrzostwach świata w Japonii. Potem, po urodzeniu córeczki, wydawało mi się, że reprezentacja to dla mnie temat zamknięty. Nie ukrywam jednak, że dla każdego sportowca występ na igrzyskach jest czymś wyjątkowym i najważniejszym w karierze. I właśnie wizja gry w Rio de Janeiro sprawiła, że zdecydowałam się na powrót. Bo dla mnie to już taka ostatnia szansa.

- Wcześniejsi selekcjonerzy nie namawiali pani do powrotu do reprezentacji ?

- Owszem, namawiali. Rozmawiałem z poprzednim szkoleniowcem Piotrem Makowskim, także obecny - Jacek Nawrocki też do mnie dzwonił. Wyjazdy na kadrę, zgrupowania wiążą się z tym, że nie ma mnie w domu. A ja, decydując się na dziecko, cały swój wolny czas, czyli wakacje, postanowiłam poświęcać rodzinie.

- Trener Nawrocki musiał użyć jakiś specjalnych argumentów, by panią przekonać do przyjazdu na zgrupowanie ?

- Nie musiał. Teraz jest jednak inna sytuacja. Z tym zgrupowaniem wiąże się tylko jeden, kilkunastodniowy wyjazd. Trener Nawrocki odzywał się do mnie jeszcze przed mistrzostwami Europy, ale nie chciałam się zgodzić. Ja prawie przez trzy miesiące nic nie robiłam, nie chciałam innym dziewczynom zabierać miejsca, ale odmówiłam też ze względu na rodzinę. Szkoleniowiec zrozumiał, ale też powiedział, że „pozwoli sobie zadzwonić później". Nie musiał jakiś mocnych argumentów używać. Powiedział, że widziałby mnie w kadrze i byłabym dla niego bardzo pomocna.

- Mieszka pani bardzo blisko Szczyrku, który jest „drugim domem" reprezentantek. Nie tęskniła pani czasami za zgrupowaniami ?

- Z domu na halę mam cztery kilometry. Latem często z rodziną jeździmy rowerami do Szczyrku na lody albo gofry. W tym roku kilka razy przejeżdżam obok ośrodka i widziałam jak dziewczyny się męczą. Jak zakończyłam temat kadry, to bywało, że mówiłam: „O Boże, już nie muszę jeździć do tego Szczyrku". Jeśli się tam pojawiałam, to raczej po to, by kogoś odwiedzić. Nie czułam żalu czy tęsknoty, ale dla mnie reprezentacja zawsze była miłym i pozytywnym tematem. Traktowałam grę w niej jako wyróżnienie.

- Zgrupowanie i sam turniej odbywa się w niezbyt fortunnym terminie-świąteczno-noworocznym. Trenujecie do 23 grudnia. Kto w takim razie w pani domu zadba o kolację wigilijną?

- Tak naprawdę z tymi terminami niewiele się zmienia, bo zwykle tak samo trenujemy w klubach. Z mężem spędzamy Wigilię na zmianę - raz u moich rodziców, raz u jego. Dużo rzeczy moja mama przygotowuje, a ja mam tylko do zrobienia zupę grzybową z łazankami. Myślę, że akurat z tym, to się wyrobię.

- W Szczyrku trenujecie przed turniejem kwalifikacyjnym do przyszłorocznych igrzysk. W Ankarze czeka was bardzo trudne zadanie. Zagra osiem najmocniejszych zespołów Europy z wyjątkiem Serbii, która ma już zapewniony start w Rio de Janeiro. W grupie zmierzycie się z Rosją, Włochami i Belgią, a tylko dwie ekipy awansują do półfinału imprezy.

- Zgadzam się, ten turniej to takie małe mistrzostwa Europy, a na igrzyska awansuje tylko jeden zespół. To są najlepsze zespoły i nie będzie tu żadnego łatwego spotkania. W grupie mamy Rosję, która będzie zdecydowanym faworytem całego turnieju. Te ostatnie mistrzostwa Europy, na których zdobyły złoty medal, pokazały, że są zespołem kompletnym. Kiedyś gra Rosjanek opierała się tylko na mocnej grze w ataku, ale teraz bardzo dobrze bronią i przyjmują. O punkty z nimi będzie ciężko, choć pamiętam jak w Łodzi na mistrzostwach Europy grałyśmy z Rosjankami, wszyscy skazywali nas na porażkę. Tymczasem wygrałyśmy wówczas 3:1. Z Belgijkami też ostatnio było nam ciężko, pozbawiły nas udziału w mistrzostwach świata. Ale by myśleć o igrzyskach, to najpierw trzeba awansować do półfinału turnieju. To oznacza, że teoretycznie musimy wygrać dwa mecze w grupie. Ale nie jest to niemożliwie.

- Jeśli się nie uda zrealizować celu, to będzie dla pani już definitywny koniec przygody z reprezentacją?

- Wszystko na to wskazuje, że tak. Nie jestem już najmłodszą zawodniczką, mam 35 lat i to już jest raczej schyłek kariery.

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA