Czy jest szansa na ich uratowanie? To pytanie zadają sobie naukowcy i działacze ochrony środowiska, którzy walczą o zachowanie bioróżnorodności Bałtyku. Szansa, oczywiście jest, ale trzeba się spieszyć, bo z ostatnich badań wynika, że populacja morświnów liczy obecnie ok. 450 sztuk.
W latach 20. i 30. ubiegłego wieku w Bałtyku żyły tysiące morświnów. Było ich tyle, że wojnę wydali im rybacy, którzy uważali je za szkodniki wyjadające ryby. Ich zdanie podzielały ówczesne władze, które za złowienie albo zabicie morświna wypłacały nagrody pieniężne.
Ale oficjalna walka z tymi ssakami, bardzo podobnymi do delfinów, choć znacznie bardziej od nich skrytymi, nie wyrządziła populacji morświnów takiej szkody jak kilka lat ostrych mrozów, które pokryły lodową powłoką morze. To sprawiło, że nie miały one dostępu do niezbędnego im do życia powietrza. Drugą z najpoważniejszych przyczyn znacznego osłabienia populacji tych waleni (jedyny ich przedstawiciel w Bałtyku) są niewykrywalne dla nich sieci rybackie, o wyjątkowo cienkich nylonowych nitkach, których posługujące się echolokacją morświny nie są w stanie szybko „namierzyć”. Zaplątują się w takie sieci i umierają w męczarniach, bo nie są w stanie wypłynąć na powierzchnię, by zaczerpnąć powietrza. Szkodzi im także zanieczyszczenie środowiska.©℗
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 29 maja 2018 r.
Marek Osajda
Fot. Dariusz Gorajski