Rozmowa z Markiem Mokosą, lekarzem psychiatrą, zastępcą dyrektora ds. lecznictwa psychiatrycznego Szpitala „Zdroje” w Szczecinie
– Panie doktorze, nie było dotąd w Szczecinie tak dramatycznego wypadku. Dla wielu ludzi, nie mówiąc już o samych poszkodowanych i ich rodzinach, ale także świadków zdarzenia to wydarzenie traumatyczne. Mówią o lękach, bezsenności. Boją się przechodzić przez pl. Rodła, niektórzy sprawdzają, czy nie pojawiają się tu znicze… Przeżywają go również ci, którzy zdarzenie znają wyłącznie z medialnych przekazów. Jak sobie z tym radzić?
– Rzeczywiście ten wypadek to zdarzenie wyjątkowe, od lat niespotykane w mieście. Bezpośredni świadkowie, na pewno przeżyli go dotkliwiej, zatem gdy występują o nich objawy takie jak lęk, bezsenność czy obniżenie nastroju, warto udać się po poradę do specjalisty, bo nie ma szans, by poradzić sobie samemu. Oczywiście u pozostałych także mogą występować takie objawy – wszystko zależy do wrażliwości człowieka, u niektórych mogą nastąpić intensywne rekcje. Starsi, bardziej doświadczeni, podobnie jak funkcjonariusze różnych służb: straży pożarnej, policji oraz ratownicy medyczni, wiele już w życiu widzieli, zatem poradzą sobie łatwiej i zniosą lepiej niż młodzi. Nastolatki natomiast mogą mieć intensywniejsze reakcje. Takie dramatyczne wydarzenie może spowodować zaburzenia adaptacyjne, zespół stresu pourazowego. Wszystkich, którzy nie radzą sobie z traumą, zachęcam do kontaktu ze specjalistą-psychologiem, a w cięższych przypadkach nawet z psychiatrą. W przypadku młodych ludzi może to być nawet szkolny pedagog, czy psycholog. Nie należy zwlekać, bo jeśli te emocje nie zostaną odreagowane, mogą wystąpić późne następstwa, trwające nawet latami.
– Co mogło kierować sprawcą tej masakry, że w środku miasta, w godzinach szczytu, w jednym z najbardziej uczęszczanych miejsc w centrum Szczecina specjalnie wjechał w tłum ludzi? Niektórzy bez ogródek nazywają wypadek zamachem terrorystycznym…
– Motywów może być wiele, ale nie chciałabym o nich mówić. Trudno diagnozować człowieka, nie znając jego historii leczenia, nie mając żadnych danych. Jego osobowość i motywy takiego zachowania zbadają na pewno specjaliści z Oddziału Psychiatrii Sądowej. Taki człowiek wymaga bowiem obserwacji sądowo-psychiatrycznej. Z praktyki lekarskiej mogę jedynie powiedzieć, że większość sprawców tak spektakularnych i gwałtownych wydarzeń nigdy nie wykazywała jakichkolwiek zaburzeń psychicznych.
– Czy podawanie do publicznej wiadomości, że sprawca leczył się psychiatrycznie nie stygmatyzuje osób chorych, cierpiących na różne zaburzenia psychiczne? Dziś, wczytując się w komentarze ludzi, którzy w internecie śledzą ten dramat i jego konsekwencje, dominują bardzo radykalne głosy, m.in. o zabieraniu prawa jazdy wszystkim, którzy leczą się u psychiatry.
– W mojej ocenie to poszło za daleko. Tak, jak pani mówi, ujawnienie informacji, że sprawca wypadku leczył się psychiatrycznie, przyniosło poważne konsekwencje i wywołało stygmatyzację osób leczących się psychiatrycznie, lęk przed takimi osobami. Zaburzenia psychiczne także ewoluują w czasie – niektóre pogłębiają się, niektóre przeradzają w inne jednostki chorobowe. W Polsce 193 tysiące osób leczy się z powodu schizofrenii – o tylu przynajmniej wiemy. Jednak na pewno kilkadziesiąt tysięcy nie jest w ogóle zdiagnozowanych, nie było pod żadną opieką psychiatryczną i nigdy nie zasięgnęły porady lekarza. Tyle samo ludzi choruje na chorobę afektywną dwubiegunową, tysiące mają zaburzenia nastroju, depresję. Ale czy wszystkich tych chorych powinniśmy prewencyjnie izolować? Na pewno nie! Wśród osób z zaburzeniami nie występuje więcej zachowań niebezpiecznych, niż u ludzi zdrowych. Warto pamiętać, że osoby ciepiące na różne schorzenia psychiczne najbardziej niebezpieczne są dla siebie samych: popełniają samobójstwa, wykazują autoagresję. Nasi pacjenci zachowują się czasem dziwnie, ekscentrycznie, ale nie są niebezpieczni dla otoczenia. Z praktyki mogę powiedzieć, że większość zabójców i sprawców najcięższych przestępstw jest zdrowa psychicznie.
– Niektórzy mówią wprost – to wina lekarza, który leczył sprawcę maskary na pl. Rodła, że nie spowodował, by zabrano mu prawo jazdy…
– Ta nagonka jest zupełnie niepotrzebna – także na specjalistów psychiatrów. Żadne mechanizmy prawne nie zezwalają lekarzowi na odebranie jego pacjentowi prawa jazdy. Wdrażając leczenie i medykamenty zawsze informujemy pacjenta, że nie powinien obsługiwać pojazdów mechanicznych, w tym samochodów. Po hospitalizacji takie informacje pojawiają się również w karcie wypisowej. Zdarzają się jednak przypadki, że na wizytę czy do szpitala przyjeżdża autem osoba z ostrą psychozą, wówczas – mimo że obowiązuje nas tajemnica lekarska – musimy zareagować, by uniemożliwić jazdę samochodem takiemu pacjentowi. Nie mamy jednak żadnych narzędzi, by informować służby.
– Dziękuję za rozmowę. ©℗
Rozmawiała Katarzyna LIPSKA-SOKOŁOWSKA