Jest dziewiąta rano, przed sypiącą się halą przy ul. Szosa Stargardzka w Szczecinie szary pejzaż gęstnieje od parkujących samochodów. Na niedzielny spacerek po giełdzie w Płoni zjeżdżają szczecinianie i mieszkańcy okolic. Coś wypatrzeć, wyszperać, kupić miód i jajka od gospodarza, coś przekąsić, zmęczyć nogi. Zwłaszcza teraz, kiedy wszystkie duże sklepy zamknięte i z tym wolnym czasem nie za bardzo jest co zrobić. Jeszcze cztery takie niedziele i koniec. Ci, którzy tu handlują, mówią: „żal się z tym miejscem rozstać, było nam tu dobrze”. A pan Janek, który na giełdzie nie tylko handluje, ale i śpiewa, i gra, obiecuje, że w tę ostatnią niedzielę, na zakończenie, ostatni raz zrobi wszystkim klimat…
O likwidacji giełdy w Płoni mówiło się i w tamtym roku, i trzy lata temu, i pięć. Więc kiedy teraz zaczęły się pojawiać takie plotki, traktowano je raczej z dystansem. Handlujący tę myśl zdążyli już oswoić, ale kiedy przyszły ostateczne decyzje, jakoś trudno było w nie uwierzyć i myśleć o przenosinach. Pośród ponad stu stale handlujących nie brakuje tych związanych z giełdą od początku, a także tych, którzy towary sprzedawali jeszcze na stadionie Pogoni, skąd giełdę przeniesiono. Przy tym interesie się dorabiali, żenili, rozwodzili, nawiązywali znajomości, przeżywali dobre lata i doczekali siwych włosów. Co we wspomnieniach pozostało, to ich.
– Handluję tu od początku, odkąd giełda zaczęła istnieć – opowiada pani Basia, mając jednocześnie oko na swoje stoisko, pełne używanych rzeczy, po którym akurat buszuje kilka osób. – Początkowo czynna była przez cztery dni w tygodniu, teraz zostały tylko niedziele. Dzisiaj utarg nie jest duży, ale to już tylko mój dodatek do renty. Mimo wszystko chciałabym jeszcze trochę pohandlować, póki jest zdrowie. Chociaż to ciężka praca, kręgosłup od niej boli, czuję żal, że to miejsce się kończy. Ja tu zawsze miałam dobrze.
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 22 lutego 2019 r.
Tekst i fot.: Anna GNIAZDOWSKA