Kilka tygodni temu Józef Kasprzak ze Słodkowa koło Suchania wpłacił na konto pani Jadwigi – jak twierdzi – 37 tys. złotych, które specjalnie dla niej na „ratowanie wnuczki” pożyczył w pewnym banku. Pieniądze zniknęły, podobnie zresztą jak pani Jadwiga, skądinąd „bardzo miła osoba”.
Józef Kasprzak zatrzymuje się koło rdzewiejącego dziwacznego pojazdu, który zarastają powoli krzaki i chwasty. To skonstruowany przez niego wiatrochód, wehikuł napędzany wiatrem. Siedem lat walczył o opatentowanie swojego wynalazku. Nie udało się. W Urzędzie Patentowym domagali się wyliczeń, analiz i danych technicznych… ale on się na tym – jak sam mówi – nie zna. Po śmierci żony, „by się czymś zająć” – wybudował letni domek z piekarnią w piwnicy. W piecu jego konstrukcji można jednorazowo piec 16 chlebów. Ale piec stoi nieużywany. Czy to „przekleństwo” zmarłej żony, która uważała „bogacenie się” za grzech, a wielbiła nędzę? Mój gospodarz prowadzi mnie do przytulonego do chlewni popegeerowskiego budynku socjalnego, który przed laty przerobił na dom. Chce mi opowiedzieć o pewnej oszustce matrymonialnej, która oszukując innych, sama została oszukana. Historia jest jednak jak domino. Jeden poruszony wątek ciągnie za sobą kolejne.
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 4 maja 2018 r.
Tekst i fot. R.K. Ciepliński