Zacznijmy od wizualizacji. Wyobraźmy sobie ulicę w większym polskim mieście. Pośród spacerowiczów w tłumie wyróżnia się osobnik w spodniach dresowych tak nisko spuszczonych, że możemy oglądać jego niezbyt świeżą bieliznę, bluzie z kapturem, w czapce z daszkiem, może wytatuowany albo z kolczykami w uszach. W ustach niepełne uzębienie albo papieros, na ustach rzęsiste k****, a przy boku tłustowłosa wychudzona (nie)piękność z pępkiem na wierzchu, w tanich jeansach i kiepskim makijażu mającym ukryć dziobatą cerę. Patologia – pomyślimy. Menele, elementy spod budki z piwem, drechy. A ja proszę Państwa, po piętnastu miesiącach życia w Anglii powiem, że oto miastem kroczą polskie chavsy
Książę się śmieje
Kim jest tajemniczy chav i co ma wspólnego z naszym rodzimym menelem? Źródła podają, że wyraz ten może być akronimem sentencji Council Housted and Violent (w dosłownym tłumaczeniu: „mieszkający w bloku socjalnym i agresywny”) i po raz pierwszy pojawił się w użyciu w latach pięćdziesiątych XX wieku. Pierwotna definicja mutowała i dziś, w najpoważniejszym (!) brytyjskim słowniku British Oxford Dictionary czytamy, że chav to przedstawiciel najniższej klasy, najczęściej bezrobotny, wykazujący agresywne i aspołeczne zachowania, obnoszący się w strojach będących kopią znanych marek.
Długą drogę przeszedł chav zanim stał się tym, jakim widzimy go dzisiaj. Zaczęło się dość niewinnie – od strony internetowej. Powstał portal prezentujący w sposób żartobliwy, ale obraźliwy angielską klasę robotniczą. Od 1998 raku chav, czyli awanturnik z angielskich ulic pojawiać się będzie w mediach, literaturze, stanie się tematem społecznych debat. O zjawisku chavswowości i inwazji white trash, czyli białych śmieci, mówić będą wszyscy: z humorem i na poważnie.
W popularnym na Wyspach sitcomie Little Britian postać Vicky Pollard ucieleśni to, co przeciętny Anglik może sobie o chavsie wyobrazić, a w książce „Chavs. Demonizacja klasy robotniczej” Oven Joens będzie zastanawiał się jak doszło do tego, że robotnicy – sól ziemi, stali się mętami i szumowinami. Szukanie odpowiedzi na pytanie kim naprawdę jest chav spędził sen z powiek niejednemu Brytyjczykowi. Ba! Chav wedrze się nawet w szeregi rodziny królewskiej! Wiele osób pamięta kontrowersyjne przebranie księcia Harry’ego, który dał się sfotografować w kostiumie nazisty, mało kto jednak wie, że w 2006 roku jego starszy brat pojawił się na imprezie przebrany właśnie za chavsa! Na szczęście w przyrodzie i Internecie nic nie ginie, więc po prawie dziesięciu latach możemy zobaczyć królewską interpretację chavsowości: białe dresowe spodnie, bluza, kilka złotych naszyjników i czapka z daszkiem. Czy przyszły król Anglii przekroczył granicę przyzwoitości?
Chav a drabina społeczna
Bo czy chavsem z kawałów, brytyjskich sitcomów albo chavsem, przed którym „porządny obywatel” przechodzi na drugą stronę ulicy mamy prawo nazwać kogoś kto pracuje fizycznie i ma pecha, bo mieszka w nieciekawej dzielnicy? Czy niemodnie ubrana nastolatka z ubogim zasobem słownictwa będzie chavsem? A może są nimi tylko ci, którzy wystają całymi dniami na ulicy i przesiadują w McDonaldsie, bo nie zawracają sobie głowy pracą i nauką? Nie bez kozery pojawiają się głosy, że całe to zamieszanie wokół inwazji chavsów na Wyspach może być krzywdzące w skutkach zwłaszcza dla klasy robotniczej. Mówi się nawet o lokalnym rasizmie i ostracyzmie. Gdzie kończy się zwykły pracujący obywatel a zaczyna chav? Ustawienie chavsa w hierarchii społecznej będzie raczej niemożliwe. Zawsze bowiem znajdzie się ktoś, dla kogo osoba bezrobotna lub pracująca fizycznie za minimalną krajową, korzystająca z państwowej pomocy materialnej, bez odpowiedniego wykształcenia lub zwyczajnie pochodząca z niższej klasy (tak wiem, żyjemy w XXI wieku, ale tu na Wyspach dla niektórych pojęcie równości jeszcze nie zaistniało – ale o tym innym razem) będzie kwintesencją chavsowości. Jestem prawie pewna, że dla niektórych każdy imigrant stojący przy taśmie produkcyjnej czy zmywaku będzie chavsem. Co z tego, że zna klika języków, a w jego domu dyplomy ukończenia wyższych uczelni zbierają kurz? Tu i teraz jest przedstawicielem klasy robotniczej, a więc klasy chavsów.
Biały śmieć atakuje
Choć możemy zaśmiewać się do łez oglądając przygody Vicky Pollard, która nota bene jest brytyjską kopią naszej rodzimej Mariolki z Kabaretu Paranienormalni, nie da się ukryć, że jest to śmiech wynikający z poczucia wyższości nad innymi. Dziś każdy Anglik potrafi zdefiniować i wskazać palcem chavsa na ulicy, żaden jednak nie przyzna, że może mieć z tą angielską „zarazą” coś wspólnego. Nawet bezzęba klientka Primarka w dziurawych legginsach z cheeseburgerem w zębach będzie wykrzykiwać przez pół sklepu do koleżanki, że nie kupi butów na przecenie za trzy funty, bo „nie jest k**** jakimś chavsem”. Śmiać się czy płakać? Chyba śmiać. Zresztą skoro nawet przyszły król się śmieje to ja też mogę. ©℗
Joanna Flis
Fot. Dariusz Gorajski