Posiadanie brody, podobnie jak palenie, może być przyczyną różnych przypadłości zdrowotnych, a nawet śmierci. Broda ma też niemały udział w konfliktach zbrojnych, z których jeden jest znany jako „Plan Barbarossa”, a drugi o mało nie zakończył się atomową III wojną światową!
Korzystając z wakacji, ruszyłem w świat. Niezbyt daleko, bo za naszą zachodnią granicę, czyli do Niemiec. Czekając na pociąg do Salzburga, gdzie przyszedł na świat Mozart, pogrążyłem się w lekturze ukazującej się od 170 lat lokalnej gazety „Traunsteiner Tagblatt” zawierającej również dodatek z kuriozami mającymi związek z Bawarią. W aktualnym dodatku przypomniano postać Hansa Stainingera lub Steiningera (obie pisownie są poprawne), który przyszedł na świat w roku 1508 w bawarskim miasteczku Pfarrkirchen na terenie dzisiejszych Niemiec, ale zmarł w roku 1567 po drugiej stronie Alp, czyli na terenie obecnej Austrii.
Zaintrygował mnie tytuł publikacji brzmiący w dowolnym tłumaczeniu o tak: „Broda jako przyczyna śmierci”. A ponieważ też jestem posiadaczem brody, więc nic dziwnego, że byłem osobiście zainteresowany lekturą, która w miarę czytania wciągała mnie coraz bardziej.
Czym niezwykłym zasłynął Hans Staininger, że od XVI wieku jest nadal wspominany? W swoim mieście pełnił ważną funkcję kapitana miasta Braunau am Inn, gdzie nie tylko odpowiadał za porządek i bezpieczeństwo, ale był również sześciokrotnie wybierany na burmistrza, co może świadczyć tylko o tym, że był postacią cenioną przez jego współczesnych. Jednym słowem był dobrym gospodarzem.
Zasłynął jednak nie dzięki temu, że był kapitanem czy burmistrzem. Był on otóż posiadaczem niezwykłej długości brody. Mierzyła ona sobie około 3,5 łokcia, czyli ok. 2 metry i sięgała mu aż po czubki palców u nóg. Dzięki brodzie był na tyle sławny, że zaproszono go do Pragi, gdzie podobno brał udział w koronacji cesarza Ferdynanda I. Wyróżniono go również poprzez zaproszenie do biesiadnego stołu. Nie koniec na tym łaski cesarza Ferdynanda. Już po koronacji nadał on Hansowi Stainingerowi własny herb i podniósł go do szlacheckiej godności.
Kariera Hansa zapewne rozwijałaby się dalej gdyby nie pożar i jego feralne skutki. Oto 28 września 1567 roku w spokojnym alpejskim miasteczku o poranku zaczęły bić na trwogę kościelne dzwony, a miejscy pachołkowie biegali z wiadrami i bosakami – w Bernau szalał pożar! Płomienie pojawiły się również w jego domu. Hans, przebudziwszy się nagle, rzucił się w panice do wyjścia i wybiegł z pokoju, kierując się w stronę schodów prowadzących na zewnątrz. Niestety, w pośpiechu Hans Steininger nadepnął na swoją brodę i spadł ze schodów, łamiąc sobie kark… Tak oto broda przyczyniła się do śmierci burmistrza.
Ani Hans, ani tym bardziej jego broda, nie spłonęli w pożarze. Jego broda, obcięta po śmierci, przez kolejne stulecia pozostawała w rękach rodziny, stanowiąc kuriozalną pamiątkę po przodku. W roku 1911 brodę przekazano miastu Braunau i umieszczono w tamtejszym muzeum, gdzie znajduje się do dziś. Nie jest to jedyna pamiątka po Hansie Steiningerze. Na północnej, zewnętrznej ścianie kościoła parafialnego pod wezwaniem św. Stefana znajduje się płyta nagrobna z uwidocznionym mężczyzną z długą brodą – to właśnie Hans Steininger.
Jeśli komuś nazwa Braunau am Inn wydała się znajoma to ma rację. 322 lata po śmierci dzielnego kapitana i burmistrza przychodzi tam na świat Adolf Hitler. Próżno jednak szukać w mieście pamiątek po nim. Przed domem, w którym urodził się Hitler postawiono kamień przywieziony z kamieniołomów byłego KZ Mauthausen. Widnieje na nim następująca inskrypcja: FÜR FRIEDEN FREIHEIT UND DEMOKRATIE NIE WIEDER FASCHISMUS MILLIONEN TOTE MAHNEN – (Za pokój wolność i demokrację – Nigdy więcej faszyzmu – Miliony zmarłych przypominają). ©℗
Krzysztof Żurawski, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".