Najlepszym środkiem antykoncepcyjnym (dla zapominalskich) będzie nie tabletka dzień po, lecz środek wymyślony przez naszego premiera. To środek bezpieczny w sensie organicznym (lecz nieco ryzykowny politycznie). Chodzi o jedno zdanie, które działa jak tabletka dzień przed – „żyjemy w czasach przedwojennych”.
Na mojej ścianie też wiszą same zdjęcia przedwojenne. Jest nawet pewne podobieństwo między ścianą pana premiera i moją, dużo skromniejszą. Przed wojną (tą drugą światową) Sopot, gdzie mieszkali rodzice premiera, nazywał się z niemiecka Zoppot, a Dąbie, gdzie ja mieszkałem, też z niemiecka – Altdamm. Na moich zdjęciach też wszyscy są szczęśliwi. Mają powody; myślą w końcu, że wreszcie będzie czyste powietrze, kopciuchy znikną, znikną też te przeklęte piece gazowe, do których szczodra Unia i państwo polskie dopłacały, a ci, którzy nie zrezygnują z zatruwania atmosfery, stracą – i słusznie – mieszkania, znikną też samochody spalinowe, zbędne uprawy pszenicy czy innych zbóż, bo tańsze są na Ukrainie i w Ameryce Południowej, będziemy wreszcie jeść zdrową zrównoważoną pod każdym względem żywność produkowaną w ekologicznych fabrykach, zaniknie przestępczość, bo wszyscy będziemy żyć jak ci więźniowie na wolności z obrączkami monitorowani dzień i noc i obserwowani przez miliony kamer, no i wreszcie, nikt nikogo nie będzie już obrażać, ani wygadywać głupot, bo producenci mowy nienawiści i szkodliwych społecznie poglądów trafią za kraty, a miejsca w zakładach karnych już nie brakuje po zwolnieniu 20 tysięcy drobnych opryszków, rowerzystów i alimenciarzy. Piękne to czasy, bo niedługo, jak się wojna skończy, która się jeszcze tak naprawdę u nas nie zaczęła, Ukraina wejdzie do Unii i zaleje nas tanią i bardzo zdrową żywnością, bo Unia wprowadzi wysokie normy, by zagrzybione zboże i spleśniałe maliny nie mogły wjechać na wspólny rynek. No i w końcu będziemy mogli przestać myśleć, bo elity w Warszawie i Brukseli będą mogły nas w tym niebezpiecznym i męczącym procederze wyręczyć.
Zdjęcie plaży w Dąbiu jest jednak trochę zamazane, ciemne jakieś, może zanosi się na deszcz, woda jednak już czysta jest, bo Odra zamknięta została dla żeglugi. W oddali bobry myszkują po świeżo wyremontowanych wałach przeciwpowodziowych za grube miliony euro z Unii w uczciwych przetargach.
Trzeba tu śmiało powiedzieć i zgodzić się z premierem, że czasy przedwojenne nie zapowiadają zazwyczaj czasów wojennych, a już na pewno nie powojennych. Te uśmiechy, beztroska świadczą o braku świadomości zagrożenia, dlatego trzeba to jasno zakomunikować – będzie wojna, bo czasy to przedwojenne. Nie ma lepszej antykoncepcji niż uświadomienie młodej (starszej również) kobiecie, że rodzenie mięsa armatniego nie jest wskazane.
Mam jednak wrażenie, że premier niczym wynalazca preparatu o formule wash and go, wynalazł środek – dwa w jednym: działa on antykoncepcyjnie i antyrefleksyjnie zarazem. Generalnie – straszy wojną, choć nawet dowództwo NATO i Amerykanie mówią, że nic nie wskazuje na to, by okrutny Putin postradał do końca rozum i chciał zaatakować jakikolwiek kraj sojuszu. Ale dobrze, że straszy; dzięki temu zapobiega niechcianym ciążom, a po drugie – straszy, by zapobiec katastrofie politycznej, cywilizacyjnej i wszystkim innym katastrofom. Zbliżają się przecież wybory do Parlamentu Europejskiego, gdzie jak wiadomo zasiada elita Europy, ta sama, która zaplanowała nowy wspaniały zielony świat/ład, akurat obecnie w większości o słusznych postępowych poglądach. Mniejszość natomiast, jeszcze mniejsza bez konserwatystów brytyjskich po Brexicie, nie ma za wiele do powiedzenia. I słusznie, bo to głównie ruskie onuce, ludzie, którzy nie idą z duchem czasu, skrycie popierają spaliniarzy i prawa do głoszenia niesłusznych poglądów – o zgrozo, rzecz jasna konspiracyjnie – także samego Putina.
Jeśli żyjemy w czasach przedwojennych, uważajmy, by właściwie zagłosować – zdaje się mówić wynalazca. ©℗
Roman CIEPLIŃSKI
Roman Ciepliński, redaktor naczelny "Kuriera Szczecińskiego"