Rozmowa z Andrzejem Buławskim, prezesem Slow Food Convivium Szczecin
- Slow Food Szczecin świętuje dziesięciolecie swojego istnienia.
- Tak, w tym roku minęło nam dziesięć lat. Wprawdzie mamy w nazwie Szczecin, jednak działamy w całym województwie. Choć pandemia, jak wszystkich, i nas trochę przygasiła.
- Jakie były wasze początki?
- Dziesięć lat temu zebraliśmy się w kilkanaście osób w restauracji Bachus, u jednego z naszych członków. I tam postanowiliśmy, że będziemy zmieniać siebie i innych pod kątem tradycyjnego dobrego jedzenia. Postanowiliśmy działać. Te działania szły dwukierunkowo - pierwszym kierunkiem było rolnictwo, to prawdziwe, nie wielkotowarowe, przemysłowe, tylko drobni rolnicy produkujący prawdziwe jedzenie i pomoc w dostarczeniu ich towaru do konsumenta. Myślę, że to nam się udało. Słynne kiszonki Piotra Króla, jego kapusta, ogórki są w każdym dobrym sklepie w Szczecinie. To samo miód Drahimski i inne miody czy sery Wojtka Pilcha. Drugim obranym przez nas kierunkiem była i jest edukacja, przede wszystkim dzieci w przedszkolach i szkołach. Mieliśmy wiele spotkań
...