W latach pięćdziesiątych w Szczecinie było około 130 małych zakładów, w których pracowali krawcy i ich pomocnicy. W każdym zakładzie po kilka osób. Jednym z nich był Witold Pruszko. Zaczynał, jak to się mówi na początkujących, jako „przynieś-podaj-pozamiataj". Więc przynosił, podawał i zamiatał. Ale jednocześnie pod okiem fachowców uczył się krawiectwa.
Pochodzi z Podlasia. Urodził się w roku 1937 w małej wsi o nazwie Smolarze. Według Powszechnego Spisu Ludności z 1921 roku wieś liczyła wówczas 73 dusze. Mieszkali w 10 domach. W jednym z nich jego rodzina. Mama miała na imię Helena, a ojciec Stefan. A dziadek służył u Piłsudskiego w Legionach i bił bolszewików - nawet ranny był. Jak wszyscy dookoła, żyli z uprawy ziemi. Wieś co prawda nazywała się Smolarze, ale nikt już nie trudnił się w niej wyrobem smoły ani nie wypalał węgla drzewnego.
Gdy mały Wituś miał zaledwie 2 latka, wybuchła druga wojna światowa. Jego ojca powołano do wojska. Długo nie powalczył, bo gdzieś nad Narwią dostał się do niewoli. Wrócił z niej dopiero w roku 1944.
Gdy Witek dorósł, zaczął się zastanawiać nad
...