Dramat osób niepełnosprawnych jest u nas dramatem obecnym na scenie społecznej od dawna. Choć dostrzegamy go zwykle dopiero wtedy, gdy na scenę tę pada światło reflektora - polityki.
O ile jednak w spektaklu granym w owym świetle najwidoczniejsze są szczegóły ekonomiczne, socjalno-bytowe, o tyle kwestie ukryte głębiej, obyczajowe, pozostają w życiu publicznym tematami tabu. Byłoby pół biedy, gdyby na owym tabu się kończyło. Nie o wszystkim przecież nie wszyscy chcą i potrafią mówić. Znacznie gorzej, że owo tabu skrywa dramaty nie tylko pomijane w dyskursie społecznym, ale też traktowane za kulisami wrogo, w kategoriach kryminalnych, jako sfera regulowana prawem. Bezdusznym, brutalnym.
Dura lex, sed lex? Gdy spojrzeć z bliska, dura okazuje się obscura. A w związku z tą ciemnością, mrokiem prawa trudno dojrzeć rzeczy tak przerażające i poniżające środowisko ludzi niepełnosprawnych, jak przewidziane owym prawem wyroki - z karą pozbawienia wolności włącznie - za pomoc udzieloną niepełnosprawnym w sprawach najintymniejszych - seksu, ale też, mówiąc z empatią - miłości. Pomoc ta
...