Rozmowa z Piernikiem Staropolskim
– Imię?
– Piernik. Ale bez żadnych zdrobnień proszę. Żaden Pierniczek. I proszę się też nie silić na francuszczyznę. Żaden Pierre!
– Nazwisko.
– To przecież oczywiste. Staropolski. Każdy powinien tak się nazywać.
– Każdy?
– Każdy Piernik!
– Aha, rozumiem. To jeszcze tylko jedno pytanie na wstępie. Wiem, że trochę niezręczne, ale czy mógłbym zapytać o wiek?
– Co, że stary jestem? Stary piernik, tak? Niech pan lepiej spojrzy na siebie.
– To zbyteczne, niestety. Nie muszę patrzeć. Mnie zresztą chodzi o wiek w znaczeniu stulecia. O tradycję. Od kiedy właściwie mówimy o pierniku?
– O pierniku mówimy od zawsze. Zna pan to słowo: pierniczyć?
– Już prawie o nim zapomniałem. Wie pan, pojawiło się ostatnio tyle innych, dużo bardziej…
– Pieprznych? Jasne! To znaczy: ciemne. Wszystko co ciemne jest dla mnie jasne. Piernik jest ciemny, prawda? No właśnie. A że ja też jestem ciemny, to wiem, że słowo piernik pochodzi od staropolskiego pierny, czyli pieprzny. Zaraz pan pewnie zapyta: co ma piernik do wiatraka…
– Nie zapytam, bo mnie pan wciągnie w politykę. Polityka energetyczna, energia odnawialna, wiatraki na wiatr (jak by mogły być na coś innego) i te wszystkie rzeczy… A ja bym nie chciał, żebyśmy przy okazji świąt rozmawiali o polityce. Wciąż o niej mówimy. To może choć teraz…
– Dobra, dobra. Niech pan nie serniczy.
– Słucham? Nie do końca rozumiem.
– A co? Mam mówić, niech pan nie pierniczy? Sernik to też polska tradycja. A jakoś mu się w przysłowiach – że tak powiem – upiekło. Niesłusznie. Z czego się robi sernik? Z sera! A z czego się robi ser?!
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 21 grudnia 2018 r.
Rozmawiał ADL
Fot. Ryszard Pakieser