1 września 1939 roku agresją Rzeszy Niemieckiej na Polskę zaczęła się druga wojna światowa. W 2019 roku mija 80. rocznica tamtych wydarzeń. Jak chcemy je upamiętnić w Niemczech? Jak dziś upamiętnimy je w Berlinie z myślą o przyszłych pokoleniach?
Podobnie jak wiele innych osób, które wspierają inicjatywę budowy polskiego pomnika, uważam, że jego perspektywiczne powstanie mogłoby symbolicznie wypełnić dotkliwą lukę w pejzażu zbiorowej niemieckiej pamięci historycznej. Myślę też, że pomnik w końcu stanie się faktem wyłącznie dzięki szerokiemu wsparciu polsko-niemieckiego społeczeństwa obywatelskiego, choć dziś wydaje się to jeszcze wizją przyszłości.
W listopadzie 2017 roku zebrała się w Berlinie grupa ludzi, którzy postanowili wystosować do Bundestagu i niemieckiej opinii publicznej apel o „wzniesienie w centrum Berlina pomnika upamiętniającego polskie ofiary niemieckiej okupacji w latach 1939-1945” (więcej: „Polendenkmal”, www.polendenkmal.de). Apel sformułowany przez Floriana Mausbacha, byłego prezydenta Federalnego Urzędu Budownictwa i Planowania Przestrzennego, został już podpisany przez znaczące osobistości życia społecznego Niemiec, m.in. ze sfer polityki, nauki, związków religijnych i kulturalnych, i nadal jest podpisywany.
Współinicjatorami budowy pomnika są także dyrektor Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich (DPI) w Darmstadt, prof. dr Dieter Bingen, i prezydent instytutu, była prezydent Bundestagu, prof. dr Rita Süssmuth.
Od marca 2018 roku towarzyszę inicjatywie budowy pomnika jako jej naukowa koordynatorka w uruchomionym wówczas w centrum Berlina biurze instytutu. Jest to dla mnie zadanie niezwykłe. Gdy miałam jedenaście lat, moi rodzice, uzyskawszy status wysiedleńców, wyjechali z Polski do Niemiec. Moja rodzina ma mieszane polsko-niemieckie pochodzenie, dlatego oczywiste jest, że relacje między oboma państwami i społeczeństwami leżą mi na sercu. Uspokaja mnie, a jednocześnie motywuje do działania fakt, że polskie społeczeństwo już intuicyjnie wyczuwa potrzebę budowy pomnika, ba! – uhonorowanie w Niemczech Polaków jako grupy nazistowskich ofiar wychodzi w końcu naprzeciw tak duchowym, jak i realnym potrzebom Polek i Polaków. Z drugiej strony dostrzegam wśród Niemców duży niedostatek zarówno wiedzy o zbrodniach popełnionych w czasie drugiej wojny światowej na Polkach i Polakach, jak i związanej z tym wrażliwości (a mówimy przecież o 6 milionach zamordowanych!) oraz o bólu, jaki jeszcze dziś wywołują w Polsce cierpienia zadane w tamtych czasach. Dobitnie potwierdzają to najnowsze żądania niemieckich reparacji zgłaszane z Polski, które są co prawda niekonstruktywne i więcej niż wątpliwe prawnie, lecz mają w polskim społeczeństwie duże poparcie.
Teraz, prawie 80 lat po napaści Niemiec na Polskę, nadal trzeba zbliżać do siebie polskie i niemieckie poglądy i oceny. Dziś dzieje się to także za sprawą debaty na temat pomnika trwającej w prasie, na spotkaniach naukowych, podczas rozmów w Bundestagu.
Ważne jest, by podkreślić, że budowa pomnika to inicjatywa niemiecka, będąca jednak wynikiem długich polsko-niemieckich dyskusji społecznych i naukowych. Już ponad dziesięć lat temu Froben Schulz, przewodniczący Towarzystwa Niemiecko-Polskiego we Frankonii, zwrócił uwagę, że Polakom – ofiarom wojny, należy się w centrum Berlina pomnik przynajmniej taki, jakimi zostały uhonorowane inne grupy nazistowskich ofiar. Inicjatywę stanowczo wspierał zmarły przed trzema laty budowniczy polsko-niemieckiego pojednania, minister spraw zagranicznych RP Władysław Bartoszewski, boleśnie doświadczony podczas wojny w Auschwitz. Ostatnio opowiedzieli się za pomnikiem politycy i urzędnicy, należący do rządowej konstelacji PiS albo jej bliscy. Byli wyraźnie wdzięczni za inicjatywę i życzyli jej powodzenia. Ponad frakcyjnymi podziałami poparli ten społeczny niemiecki projekt członkowie polsko-niemieckiej grupy parlamentarnej, co w silnie spolaryzowanym krajobrazie politycznym Polski jest rzadkie.
Czasami słychać pytania, czy idea budowy pomnika nie jest zanadto wykorzystywana przez obecne kierownictwo polityczne Polski i czy nie zdoła jej ono zinstrumentalizować. Myślę, że właśnie dzięki dobrej idei jest to wykluczone. Nie chodzi przecież o to, by pomnik upamiętniał dzieje bohaterskie Polaków, lecz ofiary niemieckiej okupacji II Rzeczypospolitej w latach 1939-1945, obywateli Polski wieloetnicznej, wieloreligijnej i wielokulturowej, którą hitlerowskie Niemcy ostatecznie zniszczyły. Ofiary nie pozwolą się zinstrumentalizować.
Jeśli w Niemczech inicjatywa może jeszcze wywoływać bardzo różne opinie, niekiedy sceptyczne (patrz: www.polendenkmal.de), to z polskiego punktu widzenia nie ma żadnych kontrowersji. W Polsce dominuje przekonanie, że budowa pomnika już i tak jest spóźniona. Tym niemniej Polki i Polacy, w tym młodsze pokolenia, traktują go bardzo poważnie.
Jeśli pomnik w Berlinie powstanie, będzie sprzyjał symbolicznemu odczuwaniu cierpień polskich ofiar niemieckiej okupacji i pozwoli godnie okazywać respekt także ich potomkom. Dzięki temu Niemcy będą przyczyniać się do kontynuacji pojednania ze swym sąsiadem, Polską, odpowiedzialnie rozliczając się z historią, bez uspokajania się mianem rzekomego „mistrza świata w przezwyciężaniu przeszłości”.
Emilia MANSFELD
Członkini Stowarzyszenia Inicjatywa Krzyżowa (Kreisau Initiative e. V.), kieruje berlińskim biurem Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w Darmstadt.
Pierwodruk artykułu: Rocznik Inicjatywy Krzyżowej 2018, stowarzyszenia działającego od 1989 roku w Berlinie, związanego z działającą w Polsce Fundacją Krzyżowa dla Porozumienia Europejskiego (www.kreisau.de/fileadmin/kreisau/Publikationen/KI_Jahresrundbrief_2018_klein.pdf)