Niedziela, 24 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Polski pomnik w Berlinie

Data publikacji: 25 kwietnia 2019 r. 11:44
Ostatnia aktualizacja: 26 czerwca 2019 r. 21:11
Polski pomnik w Berlinie
Ruina Dworca Anhalckiego w Berlinie. Polski pomnik ma wkrótce stanąć w pobliżu. W listopadzie 1940 roku sowiecki minister spraw zagranicznych Mołotow był przyjmowany w tym miejscu z honorami wojskowymi przez ministra spraw zagranicznych Rzeszy von Ribbentropa. Pod koniec sierpnia 1939 r. obaj podpisali pakt Hitler – Stalin, który usankcjonował zniszczenie i podział II Rzeczypospolitej. Ciekawostką jest, że dworzec projektował Franz Schwechten (1841-1924), współpracownik Waltera Gropiusa, projektant Wieży Quistorpa w Szczecinie, również będącej w ruinie od czasów wojny. Nadto projektował m.in. Zamek Cesarski w Poznaniu, kościół św. Mateusza w Łodzi i kościół Pamięci w Berlinie. Fot. Emilia MANSFELD  

1 września 1939 roku agresją Rzeszy Niemieckiej na Polskę zaczęła się druga wojna światowa. W 2019 roku mija 80. rocznica tamtych wydarzeń. Jak chcemy je upamiętnić w Niemczech? Jak dziś upamiętnimy je w Berlinie z myślą o przyszłych pokoleniach?

Podobnie jak wiele innych osób, które wspierają inicjatywę budowy polskiego pomnika, uważam, że jego perspektywiczne powstanie mogłoby symbolicznie wypełnić dotkliwą lukę w pejzażu zbiorowej niemieckiej pamięci historycznej. Myślę też, że pomnik w końcu stanie się faktem wyłącznie dzięki szerokiemu wsparciu polsko-niemieckiego społeczeństwa obywatelskiego, choć dziś wydaje się to jeszcze wizją przyszłości.

W listopadzie 2017 roku zebrała się w Berlinie grupa ludzi, którzy postanowili wystosować do Bundestagu i niemieckiej opinii publicznej apel o „wzniesienie w centrum Berlina pomnika upamiętniającego polskie ofiary niemieckiej okupacji w latach 1939-1945” (więcej: „Polendenkmal”, www.polendenkmal.de). Apel sformułowany przez Floriana Mausbacha, byłego prezydenta Federalnego Urzędu Budownictwa i Planowania Przestrzennego, został już podpisany przez znaczące osobistości życia społecznego Niemiec, m.in. ze sfer polityki, nauki, związków religijnych i kulturalnych, i nadal jest podpisywany.

Współinicjatorami budowy pomnika są także dyrektor Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich (DPI) w Darmstadt, prof. dr Dieter Bingen, i prezydent instytutu, była prezydent Bundestagu, prof. dr Rita Süssmuth.

Od marca 2018 roku towarzyszę inicjatywie budowy pomnika jako jej naukowa koordynatorka w uruchomionym wówczas w centrum Berlina biurze instytutu. Jest to dla mnie zadanie niezwykłe. Gdy miałam jedenaście lat, moi rodzice, uzyskawszy status wysiedleńców, wyjechali z Polski do Niemiec. Moja rodzina ma mieszane polsko-niemieckie pochodzenie, dlatego oczywiste jest, że relacje między oboma państwami i społeczeństwami leżą mi na sercu. Uspokaja mnie, a jednocześnie motywuje do działania fakt, że polskie społeczeństwo już intuicyjnie wyczuwa potrzebę budowy pomnika, ba! – uhonorowanie w Niemczech Polaków jako grupy nazistowskich ofiar wychodzi w końcu naprzeciw tak duchowym, jak i realnym potrzebom Polek i Polaków. Z drugiej strony dostrzegam wśród Niemców duży niedostatek zarówno wiedzy o zbrodniach popełnionych w czasie drugiej wojny światowej na Polkach i Polakach, jak i związanej z tym wrażliwości (a mówimy przecież o 6 milionach zamordowanych!) oraz o bólu, jaki jeszcze dziś wywołują w Polsce cierpienia zadane w tamtych czasach. Dobitnie potwierdzają to najnowsze żądania niemieckich reparacji zgłaszane z Polski, które są co prawda niekonstruktywne i więcej niż wątpliwe prawnie, lecz mają w polskim społeczeństwie duże poparcie.

Teraz, prawie 80 lat po napaści Niemiec na Polskę, nadal trzeba zbliżać do siebie polskie i niemieckie poglądy i oceny. Dziś dzieje się to także za sprawą debaty na temat pomnika trwającej w prasie, na spotkaniach naukowych, podczas rozmów w Bundestagu.

Ważne jest, by podkreślić, że budowa pomnika to inicjatywa niemiecka, będąca jednak wynikiem długich polsko-niemieckich dyskusji społecznych i naukowych. Już ponad dziesięć lat temu Froben Schulz, przewodniczący Towarzystwa Niemiecko-Polskiego we Frankonii, zwrócił uwagę, że Polakom – ofiarom wojny, należy się w centrum Berlina pomnik przynajmniej taki, jakimi zostały uhonorowane inne grupy nazistowskich ofiar. Inicjatywę stanowczo wspierał zmarły przed trzema laty budowniczy polsko-niemieckiego pojednania, minister spraw zagranicznych RP Władysław Bartoszewski, boleśnie doświadczony podczas wojny w Auschwitz. Ostatnio opowiedzieli się za pomnikiem politycy i urzędnicy, należący do rządowej konstelacji PiS albo jej bliscy. Byli wyraźnie wdzięczni za inicjatywę i życzyli jej powodzenia. Ponad frakcyjnymi podziałami poparli ten społeczny niemiecki projekt członkowie polsko-niemieckiej grupy parlamentarnej, co w silnie spolaryzowanym krajobrazie politycznym Polski jest rzadkie.

Czasami słychać pytania, czy idea budowy pomnika nie jest zanadto wykorzystywana przez obecne kierownictwo polityczne Polski i czy nie zdoła jej ono zinstrumentalizować. Myślę, że właśnie dzięki dobrej idei jest to wykluczone. Nie chodzi przecież o to, by pomnik upamiętniał dzieje bohaterskie Polaków, lecz ofiary niemieckiej okupacji II Rzeczypospolitej w latach 1939-1945, obywateli Polski wieloetnicznej, wieloreligijnej i wielokulturowej, którą hitlerowskie Niemcy ostatecznie zniszczyły. Ofiary nie pozwolą się zinstrumentalizować.

Jeśli w Niemczech inicjatywa może jeszcze wywoływać bardzo różne opinie, niekiedy sceptyczne (patrz: www.polendenkmal.de), to z polskiego punktu widzenia nie ma żadnych kontrowersji. W Polsce dominuje przekonanie, że budowa pomnika już i tak jest spóźniona. Tym niemniej Polki i Polacy, w tym młodsze pokolenia, traktują go bardzo poważnie.

Jeśli pomnik w Berlinie powstanie, będzie sprzyjał symbolicznemu odczuwaniu cierpień polskich ofiar niemieckiej okupacji i pozwoli godnie okazywać respekt także ich potomkom. Dzięki temu Niemcy będą przyczyniać się do kontynuacji pojednania ze swym sąsiadem, Polską, odpowiedzialnie rozliczając się z historią, bez uspokajania się mianem rzekomego „mistrza świata w przezwyciężaniu przeszłości”.

Emilia MANSFELD

Członkini Stowarzyszenia Inicjatywa Krzyżowa (Kreisau Initiative e. V.), kieruje berlińskim biurem Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w Darmstadt.

 Pierwodruk artykułu: Rocznik Inicjatywy Krzyżowej 2018, stowarzyszenia działającego od 1989 roku w Berlinie, związanego z działającą w Polsce Fundacją Krzyżowa dla Porozumienia Europejskiego (www.kreisau.de/fileadmin/kreisau/Publikationen/KI_Jahresrundbrief_2018_klein.pdf)

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

wystarczą ci dowody z Deutsche Welle?
2019-06-26 21:02:06
No to jedziemy: 20.01.2017 ; German politicians seek way to bankrupt 'neo-Nazi' NPD ; 10.02.2017 ; German parliament seeks to block neo-Nazis from federal funds ; 10.02.2017 ; German states aim to cut off public funding to far-right NPD ; 07.04.2017 ; German government moves to block state funding for 'neo-Nazi' NPD ; 22.06.2017 ; Bundestag cancels German government funding of non-democratic parties ; 02.02.2018 ; Far-right NPD: Germany's upper house votes to cut off party's state funds - Neonaziści są nie tylko legalni w Niemczech ale dostają ok 1 mln Euro dotacji. Tak więc jesteś ordynarnym kłamcą oskarżając mnie o kłamstwo.
x
2019-06-16 23:25:22
kłamstwa wypisujesz jakie masz dowody że rząd rfn opłacał neonazistów z germani.?
Versöhnungskitsch
2019-04-28 23:34:48
Niemcy nieustannie odrzucają odpowiedzialność za holokaust Słowian (w tym Polaków) zawężając odpowiedzialność "reżimu narodowych socjalistów" do Żydów, Roma, komunistów, LGBT i niepełnosprawnych... Do dziś (74 lata!) żaden polityk niemiecki nie wyraził szczerego żalu wobec ofiar Polaków... Jedyny polityk niemiecki który (w 1994 roku) złożył kwiaty pod Pomnikiem Powstania Warszawskiego symbolizującym Polaków - ofiary niemieckich zbrodni (przez przypadek - delegacja niemiecka pomyliła Pomnik Powstania Warszawskiego z Pomnikiem Powstania w Getcie) był prezydent Niemiec Roman Herzog. Od 1994 roku jednak niemieckie delegacje już się nie mylą i nigdy nie składają kwiatów pod Pomnikiem Powstania Warszawskiego. Polacy z niepokojem obserwują potężną skalę niechęci (polonofobia?) w niemieckim społeczeństwie, wg badań z 2018 roku ponad 70% Niemców nie lubi lub wręcz nienawidzi Polski i Polaków. Dobrze nie rokuje prawdziwemu pojednaniu również polityka historyczna Niemiec w której z jednej strony gloryfikuje się nazistów (np Claus von Stauffenberg) a z drugiej strony przenosi odpowiedzialność za niemieckie zbrodnie na "narodowych socjalistów" o bliżej niesprecyzowanej narodowości, pochodzeniu, języku. Trudno też mówić o pojednaniu w sytuacji gdy RFN utrzymuje ważność antypolskich dekretów III Rzeszy. Próby wplatania bieżącej sytuacji politycznej w Polsce w niemiecką politykę historyczną należy uznać za niezwykle niefortunne w sytuacji gdy budżet federalny RFN finansował organizacje neonazistowskie do 2016 roku... Za podobny nietakt należy uznać wtręty o reparacjach wojennych w sytuacji gdy Polska i Niemcy nie zawarły traktatu pokojowego który kończyłby niemiecką agresją 1 Września 1939 roku na Polskę. Wydaje się że pozytywnym elementem pojednania może być traktat graniczny ratyfikowany między Polską i Niemcami 16 Stycznia 1992. Niestety ratyfikowany tego samego dnia "Traktat o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy" jest notorycznie łamany przez Niemcy i znów wydaje się to niezrozumiałe w kontekście wielkich słów o pojednaniu. Nie chce się rozpisywać - przypuszczalnie i tak mój tekst nie zostanie zamieszczony (by nie ranić "naszych Niemieckich przyjaciół").
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA