W czasie drugiej wojny światowej Niemcy sprowadzili na wiele narodów niezmierzone cierpienia. Było to możliwe tylko dlatego, że przeciwstawili się temu jedynie nieliczni. Zbyt niewielu mówiło prawdę, potrafiło ukryć Żyda albo dezertera, podać chleb jeńcowi.
Zasłużyli na to, abyśmy wspominali ich z wdzięcznością. Takie wspomnienia pomagają nam stanąć na drodze tych, który dziś szerzą nienawiść i pogardę dla ludzi.
W czasie pierwszej wojny światowej Franz Stock był dzieckiem. Nauczyła go wiele i pragnął przyszłości bez wojen i nienawiści między ludźmi. Dlatego po wojnie angażował się w niemiecko-francuskie spotkania młodzieży, został księdzem i wyjechał na studia do Paryża. Po studiach uczył się polskiego, aby opiekować się Polakami mieszkającymi w jego parafii.
W końcu został wysłany do Francji. W zajętym przez hitlerowców Paryżu był katolickim kapelanem w niemieckim więzieniu. Szmuglował papierosy i grypsy, ostrzegał rodziny więźniów. Więcej niż tysiącowi Francuzów skazanych na śmierć towarzyszył aż do ostatniej chwili ich życia. Potajemnie wykonywał rysunki, w których utrwalał niemieckie przestępstwa, ryzykując własnym życiem. Z nazwisk i notatek można się zorientować, że wśród skazanych na śmierć byli także Polacy i Żydzi, którzy przyłączyli się do francuskiego ruchu oporu.
Po wojnie Franz Stock kierował seminarium duchownym dla niemieckich jeńców wojennych. Było to największe seminarium, jakie kiedykolwiek powstało. Mówiono o nim: „Seminarium za kolczastymi drutami”.
* * *
Od kiedy zajmuję się sprawami pojednania, zawsze ocieram się o to, że impulsy do pojednania wychodzą od ofiar. We Francji też tak jest.
Jeszcze w czasie wojny byli we Francji naukowcy, politycy i ludzie Kościoła, którzy publicznie opowiadali się za pojednaniem z Niemcami. Już podczas wojny! Dlatego założone po wojnie seminarium Franza Stocka miało wsparcie francuskich biskupów i późniejszego papieża Jana XXIII, który był wówczas nuncjuszem apostolskim we Francji.
W Niemczech Franz Stock nie był znany. Nic dziwnego, działał bowiem potajemnie. Tak było i tak jest w dziejach świata, że w czasach złych otwarcie działają przestępcy, a przyjaciele ludzi muszą się skrywać. Dopiero po wielu latach odkrywa się działalność wielu z nich i nagradza honorami. Ale też wielu na zawsze pozostaje niepoznanych i nieuhonorowanych.
* * *
Po wojnie to Francuzi zwrócili Niemcom uwagę na Franza Stocka. Czy wiecie – pytali – jakiego macie wśród siebie krajana? Bohatera, przyjaciela ludzi!
Imponująca jest cześć, jaką Francuzi oddają Franzowi Stockowi. Plac przed miejscem straceń, jakie Niemcy stworzyli w pobliżu Paryża, nazwano jego imieniem. Czy gdziekolwiek na świecie jest podobnie, żeby na miejscu niemieckich przestępstw oddawać honory Niemcowi? W 2014 roku w katedrze Notre-Dame w północnofrancuskim mieście Bayeux poświęcono nowe dzwony. Noszą one imiona sióstr Róży i Edyty Stein oraz Franza Stocka.
Katolicy we Francji i Niemczech starają się o beatyfikację Franza Stocka.
W 1963 roku biskupi z Polski i Niemiec razem wystąpili o kanonizację ojca Maksymiliana Kolbe. Myślę, że Franz Stock zasłużył na podobną wspólną polsko-niemiecką inicjatywę.
Przygotowano wystawę o nim. W Polsce była dotychczas pokazana w bibliotekach wojewódzkich we Wrocławiu i Gorzowie, wkrótce znajdzie się w Międzyrzeczu, a potem w kościele ewangelickim w Legnicy. Jeszcze żadna katolicka parafia, klasztor czy seminarium w Polsce nie gościły tej wystawy, chociaż pytałem w wielu. Mnie, ewangelickiego pastora z Niemiec, który stara się o to, żeby katolik Franz Stock był znany także w Polsce, wprawia to w zadumę.
* * *
Myślę, że Franz Stock reprezentuje bardzo szczególną cechę: pokorę. Pokora, jedna z najbardziej szlachetnych cnót chrześcijańskich, otwiera oczy na cierpienia i potrzeby innych. Dlatego Franz Stock całkowicie oddał się tym, którzy mieli przed oczyma śmierć.
Pokora ma jeszcze jedną szczególną właściwość. Otwiera także oczy na niepowodzenia i grzechy własnego narodu i własnej religii. Otwiera oczy na to, że także inni ludzie i narody mają własną kulturę, historię i marzenia.
* * *
W stosunkach polsko-niemieckich jest jeszcze wiele do odkrycia.
Gdy Śląsk i Pomorze były jeszcze niemieckie, działali tam nie tylko zwolennicy Hitlera i przestępcy, lecz także bohaterowie wspólnoty ludzkiej. Działali niejawnie, nie byli znani, dlatego jeszcze dziś tak trudno odnaleźć ich ślady. Ale także oni zasłużyli na to, żeby ich odkryć i uhonorować.
Poruszający przykład z małej parafii ewangelickiej we Wrocławiu pokazuje, jak mogłoby to wyglądać. W grudniu zeszłego roku zostały tam odsłonięte cztery witraże. Na dwóch są Dietrich Bohnhoeffer i Edyta Stein. Oboje urodzili się w niemieckim Wrocławiu. W Kościele ewangelickim Bohnhoeffer jest męczennikiem oporu. Żydówka i konwertytka Edyta Stein jest świętą Kościoła katolickiego.
Na dwóch następnych witrażach są Maksymilian Kolbe i Juliusz Bursche. Przykład Kolbego jest znany. A Juliusz Bursche? Podczas pierwszej wojny światowej ten późniejszy biskup ewangelicki dał się poznać społeczności międzynarodowej dzięki temu, że otwarcie opowiadał się za odrodzeniem państwa polskiego. Z tego powodu był znienawidzony przez nazistów i dlatego zmarł w nazistowskim więzieniu.
* * *
Stein i Bonhoeffer, Kolbe i Bursche są znani. Ale jest jeszcze wielu nieznanych i zbyt mało znanych bohaterów ludzkiej wspólnoty. Tak w Niemczech, jak i w Polsce. Poszukujmy ich razem, upamiętnijmy ich razem.
Erich BUSSE
Emerytowany pastor, mieszka w Dreźnie, płynnie mówi po polsku, pielęgnuje polsko-niemieckie kontakty. Za zasługi dla niemiecko-polskiego pojednania i zbliżenia katolicko-ewangelickiego został uhonorowany ekumeniczną nagrodą polskiej fundacji im. Adama Chmielowskiego – Brata Alberta.