Czwartek, 21 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Z kim wypada rozmawiać o Rosji

Data publikacji: 2024-06-07 18:37
Ostatnia aktualizacja: 2024-06-07 18:37

Niedawno przez polską opinię publiczną (a raczej tę internetową) przetoczyła się debata o debacie, która się nie odbyła. Chodzi oczywiście o starcie Leszek Sykulski vs. Jacek Bartosiak – dyskusję o rosyjskich wpływach w Polsce. Starcie, które najpierw hucznie zapowiedział szef Kanału Zero Krzysztof Stanowski, ale po fali krytyki się wycofał. Krytyka dotyczyła udziału Sykulskiego – niegdyś błyskotliwego badacza Rosji, dziś prorosyjskiego komentatora, do którego przylgnęła łatka agenta kremlowskiego wpływu.

Czy Stanowski dobrze zrobił, odwołując debatę? I tak, i nie. Tak, bo o Sykulskim lepiej milczeć niż mówić. Tak, bo jest to człowiek bardzo inteligentny, a przez to niebezpieczny. Tak, bo jego niedoszły adwersarz to bajkopisarz, który o Rosji, wbrew pozorom, wie bardzo niewiele. Sykulski mógł to starcie wygrać, a przez to zyskać w oczach coraz szerszego prorosyjskiego marginesu w Polsce. Źle natomiast zrobił Stanowski w tym sensie, że generalnie nie powinniśmy się bać odważnych dyskusji. Rozmawiać można z każdym, tylko trzeba umieć. Trzeba umieć zadawać trudne pytania. I trzeba mieć wiedzę, wystarczającą, aby w sposób merytoryczny dać odpór prorosyjskiej retoryce Sykulskiego czy innych, jemu podobnych. Dlatego takie debaty powinny się odbywać, ale z udziałem dobrze przygotowanych, świetnie znających Rosję ekspertów.

Obrońcy prorosyjskiego komentatora bardzo często powoływali się na wolność słowa. Problem jednak w tym, co w ich rozumieniu pod tym pojęciem się kryje. Gdy na dawnym Twitterze zasugerowałem, że w debacie Sykulski powinien mieć przeciwnika, co najmniej tak dobrze jak on znającego Rosję, przeczytałem o sobie, że jestem zwolennikiem cenzury. Wielu fanów prorosyjskiego komentatora uważa, że wolność słowa jest wtedy, gdy ich idol ma możliwości absolutnie nieskrępowanego prezentowania własnych poglądów. Najlepiej, żeby przy tym nikt nie zadawał mu trudnych pytań. Bo przecież, skoro absolutna większość przekazu medialnego ma charakter proukraiński, to prorosyjskiemu Sykulskiemu należy się co najmniej równie wielka arena do głoszenia własnych przekonań.

Nietrudno się domyśleć, skąd takie wzorce. Tak się składa, że wielu wielbicieli Sykulskiego to również wielbiciele internetowych rozmów Moniki Jaruzelskiej. Rozmów, nie wywiadów. Bo Jaruzelska pełni w nich rolę stojaka na mikrofon. Prawie nie zadaje pytań. Nie prostuje głupstw, wygadywanych przez gości. Pozwala im mówić, co im ślina na język przyniesie. A jako że zaprasza kontrowersyjnych gości, często (słusznie) przemilczanych przez media głównego nurtu, to automatycznie fanom owych gości wydaje się profesjonalną dziennikarką.

I to jest właśnie wolność słowa, jaka im się marzy. Przedstawiciele prorosyjskiej niszy nie chcą być usłyszani – chcą, by pozwolono im mówić wszystko, wszędzie, zawsze i tak długo, jak długo zechcą. A to już z wolnością słowa ma niewiele wspólnego. Wystarczy odwrócić proporcje. I zastanowić się, czy owa „wolność” ma w ich mniemaniu charakter uniwersalny? Czy owi szermierze wolności słowa zgodziliby się na nią w przypadku tych, z którymi się nie zgadzają? Śmiem wątpić. Wyobrażam sobie, co by było, gdyby do programu Moniki Jaruzelskiej został zaproszony Wołodymyr Wiatrowycz. Albo inny ukraiński polityk bądź historyk, negujący ludobójstwo wołyńskie. Człowiek, który otwarcie pochwala OUN i UPA, który uważa Stepana Banderę i Romana Szuchewycza za bohaterów Ukrainy. Pozytywnych bohaterów. Czy fani wolności słowa również w tym wypadku chwaliliby „profesjonalną dziennikarkę” za to, że pozwala się wypowiedzieć swojemu gościowi, zamiast zadawać mu trudne pytania bądź go przekrzykiwać? Śmiem wątpić.

Na szczęście jednak cały ten felieton opowiada o niszowym zjawisku. Jaskrawym, ale niszowym. Leszek Sykulski ma wiernych fanów, ale jest ich niewielu. Być może nawet warto, by obejrzeli oni debatę swojego idola z kimś poważniejszym i lepiej przygotowanym do rozmowy o Rosji niż Jacek Bartosiak. A wtedy, w co wierzę, choć część musiałaby przyznać, że Sykulski się myli. A być może już w chwili, gdy czytają Państwo ten felieton, lider prorosyjskiej opinii w Polsce ściera się (czy to z Bartosiakiem, czy to z kimś poważniejszym) na argumenty w jednym z internetowych programów. I - oby! – przegrywa sromotnie.

Maciej PIECZYŃSKI

Komentarze

Stanowski
2024-06-07 20:03:28
Stanowski nie miał wyjścia - już raz zaliczył bana z googla i nie mógł ryzykować powtórki bo za dużo kasy wsadził w Kanał Zero - tak już jest z prywatnymi mediami - tyle wolności ile pozwoli ręka trzymająca lejce i kasę

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500