Tydzień temu pisałem na tych łamach o kulturze i zbrodni. A dokładniej o tym, że w Rosji te dwa pojęcia, te dwa, zdawałoby się, tak różne światy, często się ze sobą łączą. Dziś chcę pokazać jeden z chlubnych wyjątków od tej normy.
Przeciwko wojnie opowiedzieli się oficjalnie organizatorzy Festiwalu Dramaturgii Niezależnej „Lubimowka”. To jedna z najważniejszych instytucji współczesnej kultury rosyjskiej. Festiwal organizowany jest od 1990 r. Gdy Gorbaczow zniósł w schyłkowym ZSRR cenzurę, literatura rosyjska zaczęła opisywać to, co wcześniej było tematem tabu – czyli problemy marginesu społecznego. A poza tym miejsce zideologizowanego realizmu socjalistycznego zajęły eksperymenty artystyczne, wolne od zadań czysto politycznych. Z duchem czasu nie chciał jednak pójść teatr – bardziej konserwatywny niż inne rodzaje sztuk. Dlatego dramatopisarze, piszący sztuki aktualne, ale pozbawieni możliwości inscenizacji, siłą rzecz poszli bardziej w stronę literatury. Ich teksty były bardziej do czytania, niż do wystawienia na deskach teatrów. A przy tym były często wybitne. Tzw. nowy dramat okazał się prądem niezwykle prężnie się rozwijającym. Nie mając dostępu do repertuarowych teatrów, jego twórcy zaczęli docierać do szerokiego grona odbiorców poprzez festiwale nie tyle teatralne, ile dramaturgiczne. W ich ramach sztuki nie były przedstawiane, tylko czytane z kartki w formie tzw. czitki. Najważniejszym z tego typu festiwali była właśnie „Lubimowka”. Choć dziś, trzydzieści cztery lata po pierwszej edycji, powstało już wiele współczesnych teatrów, chętnych do wystawiania „nowego dramatu”, rola czitek pozostaje ogromna. Sam zaś „nowy dramat” stał się fenomenem nie tylko rosyjskiej kultury. Nazwiska takie jak Wyrypajew, Durnienkow, Muchina, Kolada, Priażko czy Sigariew znane są w całej Europie.
I właśnie dlatego warto pochylić się nad antywojennym projektem „Lubimowki”. Organizatorzy festiwalu ogłosili nabór sztuk o tematyce pacyfistycznej pod wszystko mówiącym hasłem „Dramaturgia przeciwko wojnie”. Festiwal jest apolityczny. Jego misją jest tworzenie przestrzeni dla swobody twórczej oraz wzbogacanie teatru aktualnymi, jakościowymi sztukami. Jednak „wojna nie jest kwestią przekonań politycznych”, tylko „kwestią elementarnych wartości humanistycznych”, w oderwaniu od których „nie można zajmować się twórczością”. „Lubimowka” oficjalnie występuje przeciwko „tragedii wojny, propagandzie agresji i państwowej cenzurze”. „Chcemy nazywać rzeczy po imieniu i wspierać autorów, którzy nie mogą i nie chcą milczeć o tragedii wojny, którzy zaświadczają o jej koszmarze i następstwach, starają się zrozumieć obecną sytuację, szukają sposobów przeciwstawienia się retoryce nienawiści i usprawiedliwianiu ambicji imperialnych” – deklarują organizatorzy. Na stronie „Lubimowki” zostało opublikowanych kilkadziesiąt antywojennych sztuk.
Autorzy dramatów poruszają różnorodne wątki, związane z inwazją Rosji na Ukrainę. Sztuka „Crime” Asi Wołoszyn to autobiograficzna opowieść o młodej Rosjance, która w proteście przeciwko wojnie ucieka z kraju. Nie może jednak znaleźć wspólnego języka ani z popierającymi „specoperację” rodakami, ani z przyjaciółmi z Ukrainy, którzy emocjonalnie nie są w stanie normalnie z nią rozmawiać. Dla nich dobry Rosjanin to martwy Rosjanin… Większość sztuk ma charakter dokumentalny i opiera się na prawdziwych rozmowach czy wydarzeniach. „W cieniu Marsa” Kiriłła Fiodorowa to opowieść o ukraińskich uchodźcach, którzy z różnych powodów przed wojną uciekli do… Rosji. W sztuce „Messenger” Ira Wołkowa cytuje prawdziwe rozmowy przyjaźniących się ze sobą Rosjan i Ukraińców, przeprowadzone w pierwszych dniach wojny. Bohaterką sztuki „Osiem przypadkowych liter” autora przedstawiającego się jako Kowalczuk N_ jest dramatopisarka, która trafiła do aresztu za napisanie antywojennego hasła szminką na drzwiach policyjnego radiowozu.
Antywojenna dramaturgia rosyjska jest głosem opozycyjnej inteligencji rosyjskiej, która sprzeciwia się imperialnej polityce rosyjskiej. Niestety, głos ten nie ma dziś kompletnie żadnego wpływu na tę politykę. I pozostaje głosem wołającego na puszczy. Albo raczej w syberyjskiej tajdze… ©℗
Maciej Pieczyński
Dr Maciej Pieczyński to rusycysta, ukrainista i literaturoznawca, wykładowca Uniwersytetu Szczecińskiego oraz publicysta.