„A właściwie dlaczego tzw., a nie t. zw.? – pyta o zasadę skracania wyrażenia tak zwany mój dociekliwy kolega. – Tę drugą formę znalazłem w Galicji Normana Daviesa. W sumie to chyba tak właśnie powinno być, prawda? Uzus czy lenistwo? Uzus pewnie zazwyczaj wynika z lenistwa”.
Muszę zaprotestować wobec tak postawionego problemu. Uzus, czyli powszechny zwyczaj używania takich a nie innych form językowych, nie wynika z lenistwa! Nie można wszystkich posądzać o to, że lekceważą reguły językowe, że im się nie chce mówić i pisać poprawnie. Problem więc tkwi w czym innym.
O co właściwie koledze chodzi z tym skrótem? O sprzeczność z ogólną zasadą ortograficzną. Skracając wyrażenie składające się z co najmniej dwóch wyrazów, najczęściej łączymy pierwsze litery i stawiamy po nich kropkę: pt. (pod tytułem), np. (na przykład), ds. (do spraw), jw. (jak wyżej), ww. (wyżej wymieniony), śp. (świętej pamięci). Tymczasem w skrócie wyrażenia tak zwany połączone są trzy litery: pierwsza litera pierwszego wyrazu i dwie litery drugiego: tzw. Czy to błąd? Oczywiście nie! Zasada skracania wyrażeń nie może być zbyt rygorystyczna, bo nie służyłaby piszącym, tylko samej sobie. Czasem w skrócie wyrażenia kropkę opuszczamy: aa (ad acta), czasem stawiamy ją po skrócie każdego wyrazu, jeśli drugi człon rozpoczyna się od samogłoski: c.o. (centralne ogrzewanie), n.e. (naszej albo nowej ery), p.o. (pełniący obowiązki). Czasem do skrótu wchodzą dwie lub trzy początkowe litery wyrazu: m.in. (między innymi), op.cit. (łacińskie opus citatum, opere citato – dzieło cytowane, w cytowanym dziele).
Jak widać, zasada reguluje skracanie wyrazów, ale nie stawia bezwzględnych warunków. Skrót tzw. zawiera dwie litery drugiego wyrazu, co ma sens, bo to go odróżnia od skrótu tzn. ‘to znaczy’. Jeśli zaś chodzi o brak kropki w środku skracanego wyrażenia, o którą się upominał mój kolega, to widzę dwa powody tego braku. Po pierwsze, z reguły skracany zaimek (albo przyimek) nie stanowi osobnego elementu, o czym świadczą skróty pt., np., itp. Po drugie, kropka w skrócie t.zw. byłaby zwyczajnie nieekonomiczna i szybko by w zwyczaju językowym zniknęła.
I tu wracamy do uzusu i lenistwa. W uzusie preferujemy formy ekonomiczne, łatwiejsze, nawet jeśli bywają niezgodne z normą opartą na tradycji językowej. Podam przykład wymowny, choć niezwiązany z pisownią skrótów. Na początku XX wieku wydawnictwa poprawnościowe negatywnie oceniały określenia lata dwudzieste, lata trzydzieste, które zalecano zastąpić sformułowaniami drugi, trzeci dziesiątek lat. Ale użytkownicy języka woleli łatwiejsze lata dwudzieste, które dziś uznajemy za poprawne.
Czy można więc mówić o powszechnym językowym lenistwie? Absolutnie nie! To ekonomia języka! Wszak wszystkim nam chodzi o to, by w mowie i w piśmie porozumiewać się sprawnie i zwięźle.
Ewa Kołodziejek