„Mam wątpliwość, jak i kiedy należy używać słowa międzyczas – pisze do poradni językowej Uniwersytetu Szczecińskiego pan Janusz. – Pojęcie to oznacza czas zmierzony na pewnym etapie wyścigu podczas jego trwania, np. na kolejnym kilometrze albo okrążeniu toru. Dlatego w zdaniu: W międzyczasie z Chemikiem pożegnała się także kolejna ważna postać zamiast w międzyczasie napisałbym w tym samym czasie albo równocześnie. Znaczenie byłoby takie samo, a sformułowanie zręczniejsze. Ale może określenie w międzyczasie jest tu również poprawne?”.
Dwa wyrażenia, o których pisze nasz korespondent, należą do różnych rejestrów polszczyzny. Międzyczas to termin sportowy, w międzyczasie natomiast to wyrażenie potoczne, używane głównie w języku mówionym. I to ono, mimo że jest popularne, budzi zastrzeżenia użytkowników polszczyzny.
Skąd te wątpliwości? Pewnie z szacunku do normy językowej. Współczesna norma wyraża się o w międzyczasie wstrzemięźliwie, ale wcześniejsza norma je wręcz potępiała! W latach 60. XX wieku profesor Witold Doroszewski pisał, że to „rażący germanizm” i że już w kilkadziesiąt lat wcześniej Stanisław Szober opatrzył go w „Słowniku poprawnej polszczyzny” „ostrzegawczym wykrzyknikiem”. Obaj wielcy językoznawcy zalecali użycie wyrażeń w tym czasie, tymczasem. Ale mimo to ludzie wciąż mówili w międzyczasie...
Z powodu tego społecznego upodobania do wyrażenia w międzyczasie współczesna norma językowa zakwalifikowała je do potocznej odmiany języka. To znaczy, że w swobodnej rozmowie możemy powiedzieć: Rano mam wykłady, wieczorem idę do teatru, a w międzyczasie muszę zrobić zakupy. Nie można natomiast zastąpić nim wyrażeń tymczasem, w tym czasie. Za niepoprawne uznano sformułowanie: Zrobię pranie, a ty w międzyczasie posprzątaj, ponieważ sprzątanie odbywa się w tym samym czasie, co pranie.
To jasne i logiczne, tylko kto na co dzień w potocznych rozmowach rozważa, czy obie czynności, o których mówi, odbywają się w tym samym czy w różnym czasie? Jeśli ktoś ma w swoim osobistym słowniku wyrażenie w międzyczasie, to go po prostu w rozmowie używa. Pisząc, może je pominąć, ale nie musi, tak jak autor zacytowanego przez pana Janusza artykułu prasowego, pisanego potoczną polszczyzną. Ja nie mam do tego zdania żadnych zastrzeżeń.
Zalecane przez współczesną normę subtelne rozróżnienie wyrażeń w międzyczasie i w tym czasie jest możliwe, ale uciążliwe. Niektóre osoby, chcąc pozostać w zgodzie z normą, mówią: w tak zwanym międzyczasie albo: jak to Niemcy mówią – w międzyczasie. Czy jest to nam potrzebne? Absolutnie nie! Już dawno profesor Jan Miodek deklarował, że jest „za w międzyczasie”, a profesor Mirosław Bańko, autor „Słownika wyrazów trudnych i kłopotliwych”, dodawał: „Bez żadnych ale”.
I ja jestem „za w międzyczasie”, i też „bez żadnych ale”!
Ewa Kołodziejek