Do poradni językowej PWN przyszedł e-mail, poruszający taką oto kwestię: „Czy można użyć sformułowania koledzy w odniesieniu do kobiet i mężczyzn łącznie?”. Odpowiedź prof. Katarzyny Kłosińskiej jest iście salomonowa: „Można, ale nie ręczę za reakcję koleżanek”. Dlaczego w zwrocie do koleżanek pytający chciałby użyć męskiej formy rzeczownika? I dlaczego reakcja koleżanek mogłaby być nie po jego myśli?
Jak wiemy, w polszczyźnie męskie nazwy mogą w pewnych kontekstach odnosić się i do mężczyzn, i do kobiet. Najczęściej funkcję tę pełnią rzeczowniki w liczbie mnogiej: pacjenci, lekarze, pasażerowie, studenci, profesorowie, obywatele, Polacy. Sformułowania: Wszyscy pacjenci przychodni są zobowiązani do noszenia maseczek. Wkrótce studenci zaczną wakacje, a profesorowie urlopy – odnoszą się do obu płci. Inne części mowy: czasowniki, przymiotniki, liczebniki, zaimki mogą przybierać męską postać, gdy komunikat adresowany jest także do kobiet: Czy wypełniłeś już obowiązek spisowy?, Czy złożyłeś już deklarację o źródle ciepła?
Dominację męskich form w języku publicznym można tłumaczyć na wiele sposobów, również jako potrzebę ekonomizacji przekazu. Jeśli bowiem wiadomo, że hasło: Polak potrafi odnosi się i do mężczyzn, i do kobiet, to niewyodrębnianie słowne jednej z tych grup uznajemy za zbędne. Do tego stopnia wydaje się nam to oczywiste, że korespondent poradni PWN chciałby słowem koledzy nazwać także koleżanki, chociaż raczej nie zwróciłby się do tej grupy słowem: panowie…
Coś się jednak w naszej świadomości zmienia i jest to ruch oddolny. Żeńskie nazwy godności i stanowisk są coraz częściej używane, zwłaszcza przez kobiety, które chciałyby być bardziej publicznie widoczne. I nie jest to żadna językowa rewolucja, jakby to wiele osób chciało postrzegać. Tradycja używania feminatywów jest naprawdę bardzo długa! Doktorka, docentka, profesorka to formy obecne w polszczyźnie już ponad 120 lat! W 1913 roku w „Poradniku Językowym”, naukowym czasopiśmie Towarzystwa Miłośników Języka Polskiego, jego redaktor określił zwyczaj tytułowania kobiety doktorem zamiast doktorką jako „horrendum”! W różnych popularnych czasopismach z lat 90. XIX wieku znaleźć można działy promujące możliwość zatrudnienia kobiet w takich zawodach, jak administratorka, akompaniatorka, buchalterka, inspektorka szkolnictwa, rysowniczka itp. W czasach powojennych tworzono żeńskie nazwy określające zawody tradycyjnie wykonywane przez mężczyzn: brygadzistka, formiarka, kolejarka, ładowaczka, traktorzystka (choć ich upowszechnianiu towarzyszyły także względy ideologiczne).
Dzięki takim zabiegom językowym kobiety były bardziej widoczne w przestrzeni publicznej. Dziś znowu wykorzystujemy tę możliwość i upowszechniamy żeńskie formy z pożytkiem i dla nas, i dla języka. W zespole badawczym, w którym pracuję, jest siedem kobiet i jeden mężczyzna. Nasza kierowniczka, gdy przesyła nam wiadomości, tytułuje je tak: Drogie Koleżanki i Drogi Kolego.
Uprzejmie i adekwatnie. ©℗
Ewa KOŁODZIEJEK