Wpadła mi w ręce gazetka z opisem kandydatów w zachodniopomorskich wyborach samorządowych. Nasi przyszli radni w krótkich, samodzielnie sformułowanych notatkach prezentują swoje sylwetki. Czytałam te teksty z zainteresowaniem, jednak lekturę psuła mi przykra usterka, powielona tyle razy, ilu jest kandydatów: nienaturalny szyk imion i nazwisk. Wszystkie bowiem notki opatrzone były najpierw nazwiskiem, potem imieniem kandydata.
Zastanawiam się, co powodowało redaktorami gazetki, że zdecydowali się na takie rażące wykroczenie przeciw regułom języka. Czy rzeczywiście mówią, że będą głosować na Kowalskiego Adama albo Nowaka Jana? Przecież nikt tak nie powie ani nawet nie pomyśli! Możemy powiedzieć: Zagłosuję na Jana Nowaka, możemy też prościej: Zagłosuję na Nowaka. Ale nigdy na Nowaka Jana!
Ten nienaturalny szyk byłby usprawiedliwiony, gdyby owe 49 nazwisk było umieszczonych na liście wyborczej. Ułatwiłoby to wyborcom odnalezienie właściwego nazwiska. Ale nigdy nie powinien się pojawić w tytułach tekstów prezentujących kandydatów! Jest to tak nienaturalne, że sami redaktorzy wpadli w zastawioną przez siebie pułapkę, bo na pierwszej stronie piszą: Sprawdzony prezydent Krzystek Piotr, a na trzeciej: Piotr Krzystek – sprawdzony prezydent. To w końcu jak myślą i mówią?
W 1954 roku profesor Stanisław Urbańczyk opisał historię „kilku energicznych wystąpień w obronie tradycji”. Otóż ówcześni redaktorzy „Głosu Wielkopolskiego” w notatce zatytułowanej „Wstyd” piszą, że na afiszach tramwajowych Domu Książki imiona autorów podano po ich nazwiskach, zamiast przed nazwiskami. W odpowiedzi na tę publiczną krytykę Dom Książki przysłał do redakcji wyjaśnienie, że afisze będą zdjęte i zastąpione innymi, a „w stosunku do pracownika redagującego afisz wyciągnięto odpowiednie wnioski, udzielając mu wytknięcia służbowego”.
Dlaczego szyk: najpierw nazwisko, potem imię jest tak rażący? Przede wszystkim dlatego, że jest sprzeczny z tradycją historyczną i językową. Początkowo mieliśmy tylko imię: Radost, Miłosław. Później do imienia dodawano imię ojca: Adalbert syn Sulena, miejscowość, z której człowiek pochodził: Zbyszko z Bogdańca albo wykonywany zawód: Paweł koniuszy. Później formy odojcowskie: Wojciech Sirakowic (czyli syn Siraka), a także przezwiska: Sulisław Gęba. Jeszcze później – drugą nazwę, najczęściej od nazwy miejscowości, np. Jan z Oleśnicy, Mikołaj Sułkowski (pochodzący z Sułkowic). Dopiero w XVII wieku szlachta zaczyna nosić nazwiska dziedziczone.
Kolejność: nazwisko i imię jest też sprzeczna z powszechnym zwyczajem językowym. Choć współcześnie nie pamiętamy o historii kształtowania się systemu imienniczego, to o sobie samych i o innych osobach mówimy i myślimy utrwalonym szykiem: Adam Mickiewicz, Józef Piłsudski, Olga Tokarczuk. I nikt nie powiedziałby inaczej! Więc skąd ten samorządowy pomysł, by w gazetce to zmienić? Chyba trzeba komuś udzielić „wytknięcia służbowego”.
Ewa Kołodziejek